Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

El nombre del muerto/Imię śmierci

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna -> Escribimos
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Notecreo
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 48 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: La mujer

PostWysłany: 12.11.2008, Śro, 16:24    Temat postu: El nombre del muerto/Imię śmierci

Tytuł: El nombre del muerto aka Imię śmierci
Rok produkcji: 2007/2008
Data premiery: 25.08.2008
Reżyseria: notecreo
Gatunek: thriller
Liczba odcinków:około 100


entrada
Arrow [link widoczny dla zalogowanych]

Maria Magdalena Esperanza - sierota, porzucona przez swoją matkę pod drzwiami klasztoru. Kobieta twarda i okrutna


Cesar Montalves- główny spadkobierca rodzinnej fortuny. Wierzy, że kiedyś spotka kobietę ze swoich snów


Oscar Montalves -ojciec Cesara, mężczyzna bezwzględny i nie przebierający w środkach, meloman


La Vieja znana także jako La Bruja(Wiedźma)- znachorka parająca się czarna magia i voodoo


Señora- tajemnicza kobieta w bandażu, porozumiewająca się z innymi za pomocą pisma


Diego Guzman- przyjaciel Cesara, playboy i lekkoduch, jego pasją są szybkie samochody


Barbara Sanchez- samotnie wychowuje Lolę i Carolinę. Uzależniona od hazardu.


Tatiana Dominguez- przyjaciółka Marii Magdaleny ze studiów, nie zna jej prawdziwego charakteru


Lola Sanchez- wesoła, zuchwała dziewczyna, która lubi wtykać nos w nie swoje sprawy i ściągać na siebie kłopoty


Carolina Sanchez- siostra Loli, spokojna, lubiąca się uczyć


Marco Hernandez- dziennikarz, interesuje się parapsychologią


Victor Villanueva- płatny morderca


Lucia Calderon- była zakonnica z klasztoru, w którym wychowywała się Maria Magdalena. Próbuje nawrócić ją na dobrą drogę



El nombre del muerto
Odcinek pierwszy
Był mroczny, mglisty, jesienny wieczór. Siostry zakonne spożywały swój wieczorny posiłek. Nagle, pośród jęku wichury, usłyszały płacz dziecka. Był on nadzwyczaj głośny i trochę przerażający. Siostra Isabela pośpieszyła otworzyć bramę klasztoru. W zdobnym koszyku, otulone w drogie materiały, leżało dziecko. Śliczna dziewczynka. Gdy tylko zobaczyła zakonnicę, przestała płakać i zaczęła się jej czujnie przypatrywać. To nie było spojrzenie małego dziecka. Kobieta wzdrygnęła się mimowolnie, przeżegnała i podniosła koszyk.

18 lat później. Maria Magdalena miała w dniu swoich osiemnastych urodzin opuścić klasztor. Wiedziała, ze nikt nie będzie za nią tęsknic. Ona tez nie miała takiego zamiaru. Zakonnice były głupie i naiwne. Wlokły ja na msze, modliły się za nią i próbowały pokochać. Ona jednak skutecznie odpychała je od siebie. „Miłość jest dla głupców”- powtarzała sobie i uśmiechała się z wyższością. Odchodząc zabrała ze sobą skrzynkę, w której została znaleziona. „To może być klucz do mojej przeszłości”- pomyślała. Za pieniądze, które otrzymała na urodziny, kupiła sobie kosmetyki i nowe ubrania- seksowne i skąpe, więcej odsłaniające niż zakrywające. Tak odmieniona ruszyła w świat, żeby robić to, co potrafiła najlepiej- zadawać cierpienie.

W ciemnej i zatęchłej chatce stara, pomarszczona kobieta mieszała coś w garnku, mrucząc do siebie:
- Stara Bruja ugotuje dobre lekarstwo, mojej pani od razu się polepszy. Bruja wie, co może ja wyleczyć
Wtórował jej równomierny stukot fotela bujanego, na którym siedziała kobieta. Pomimo czarnej obszarpanej peleryny i przybrudzonego bandaża na twarzy, bił od niej niezrozumiały majestat. Jej usta poruszały się bezgłośnie. La Bruja podeszła do niej i podała kartkę oraz pióro.
-„Ona jest blisko, jej energia jest silna. Już czas, abyśmy wyszły z cienia.”- starucha przeczytała tekst z kartki. Zachichotała cicho i zatarła ręce:
- Szykuje się dobra zabawa, Señora.
Kobieta na fotelu powoli pokiwała głową.

Odcinek drugi
Już podczas immatrykulacji* Tatiana zwróciła uwagę na Marię Magdalenę. Piękna, wyzywająco ubrana dziewczyna przyciągała spojrzenia kolegów i wykładowców. Nie wyglądała jednak, jakby zależało jej na towarzystwie. Siadła sobie na krześle i zaczęła czytać książkę w starej oprawie. Tatiana podeszła do niej i spojrzała na tytuł:
-Czytasz po łacinie- zdziwiła się
-Tak- odpowiedziała brunetka
-Jestem Tatiana. Tatiana Dominguez.- przedstawiła się dziewczyna.
-A ja Maria Magdalena. Maria Magdalena Nieważne.
Tatiana udała, ze nie usłyszała ostatniej odpowiedzi.

Wśród mężczyzn patrzących się na Marię Magdalenę byli Cesar Montalves i jego przyjaciel Diego.
-Niezła laska- Diego gwizdnął przeciągle- Tylko ubrała się jak...
-Przestań- przerwał mu Cesar- Nie masz prawa jej oceniać.
-A tego co ugryzło, co zakochałeś się w niej? Bracie, mowie ci, to nie jest porządna dziewczyna, nie na twoje romantyczne serduszko. Lepiej sobie odpuść.
-Nic nie rozumiesz. Pamiętasz, jak opowiadałem ci o dziewczynie, która śni mi się co noc. To właśnie ona.
-Niezły sobie wybrałeś obiekt uczuć- zaśmiał się Diego- zrobisz jak chcesz, ale pamiętaj, ze cię ostrzegałem.

W starej chatce kobieta na fotelu trzy razy stuknęła laska w podłogę.
-Stara Bruja już idzie, Señora. Nie mam już takich nóg jak kiedyś.
„Postaw tarota, Wiedźmo”- tak brzmiał rozkaz napisany na kartce.
Stara kobieta posłusznie rozłożyła karty. Przetasowała kilka razy i wyciągnęła parę z nich. Señora spojrzała się na nią pytająco.
-Nasza dziewczynka już zaczyna sobie radzić. Ma w sobie duży potencjał, tylko nie jest jeszcze tego świadoma. Ale już niedługo...
Za oknem puszczyk zahukał złowieszczo.

*immatrykulacja wpisanie, zaliczenie w poczet studentów wyższej uczelni; uroczystość przyjęcia nowych studentów na 1 rok studiów. (wg. Władysława Kopalińskiego)

Odcinek trzeci
Niebo było błękitne i czyste, lecz chłodne powietrze zwiastowało nadchodzącą zimę. Cesar siedział na ławce przed uczelnia z nadzieja, ze spotka dziewczynę z rozpoczęcia roku. Sny zaczęły się dwa miesiące temu, lecz ostatnio stały się bardziej realne. Niemal czul zapach jej skory i ciepły oddech. Teraz rozumiał, ze zapowiadały jej nadejście. Diego na pewno się mylił, tak piękna dziewczyna nie mogła być zła. Jego przyjaciel rzadko wyrażał się z szacunkiem o kobietach o traktował je jak zdobycze-szybko zaliczał i porzucał. Cesar nawet nie starał się zapamiętać ich imion, gdyż zmieniały się jak w kalejdoskopie.

Pokoje w akademikach przyznawano zgodnie z porządkiem alfabetycznym nazwisk, więc Tatianie jako sublokatorkę przydzielono Marie Magdalenę. Dziewczyna za cel postawiła sobie zbliżyć się do tajemniczej koleżanki, co nie było łatwym zadaniem. Już pierwszego dnia zaczęły się spierać na temat miłości:
-Miłość to bzdura wymyślona przez romansopisarki dla grzecznych pensjonarek- twierdziła Maria.
-Nieprawda!- oburzyła się Tatiana- Miłość jest wielka siłą, która jest w stanie przemienić każdego.
-Dałaś się omamić książkom w różowych okładkach- rzekła ze wzgarda jej współlokatorka.
-Zobaczysz, kiedyś się zakochasz i uwierzysz, że miłość istnieje.- nie dawała za wygrana Tania.
-Nie wierzę w miłość- odparła Maria Magdalena- A gdy ja w cos nie wierzę, to znaczy, że to nie istnieje.

Z autobusu wysiadły dwie kobiety. Jedna była niska, stara i zniszczona, druga natomiast wysoka i dziwna- jej twarz zakrywała brązowa maska. Mijający je ludzie spoglądali na nie z przerażeniem i szybko odwracali wzrok, bojąc się ujrzeć to, czego widzieć nie powinni.
-Stara Bruja dawno nie była w mieście. Zapomniała, jakie jest duże i pełne dusz.- zaskrzeczała La Vieja. -To nie jest dobre miejsce dla takich jak my.
"Znajdź jakieś miejsce na nocleg"- napisała Señora na rewersie biletu autobusowego.
-Señora, mamy tyle pieniędzy, że mogłybyśmy wynająć zamek.- odpowiedziała stara.
„Nie powinnyśmy afiszować się naszym stanem posiadania i przyciągać niepotrzebnej uwagi. Nie zapominaj, po co tu przybyłyśmy”- odpisała kobieta.
-Przepraszam Señora.- odparła La Bruja.

Odcinek czwarty

Zaczynały się pierwsze zajęcia. Aula powoli zapełniała się studentami. Cesar co chwila nerwowo odwracał głowę, nie chcąc przegapić nadejścia kobiety ze snów. Nagle usłyszał za sobą czyjeś ciche pogwizdywanie. To była ona. Zajęła miejsce obok niego, a on nagle zapomniał języka z gębie.
-Jestem Maria Magdalena. –dziewczyna pierwsza wyciągnęła rękę.
-Ja..jja..jestem...to znaczy...yyy- jąkał się chłopak
-Ułatwię ci to i zaczniemy od początku. Mam na imię Maria Magdalena.
-Przepraszam. Jestem Cesar. Bardzo milo mi cię poznać.- ocknął się chłopak.
-Cesarito, nie przedstawisz mnie pięknej nieznajomej.- Diego pojawił się jak diabeł z pudelka.
-To Maria Magdalena...- zaczął niezadowolony Cesar.
-Piękna M.M.- Diego z rozmachem pocałował Marię w dłoń.

-Czerwone wygrywają. Zaczynamy nowa grę.
Barbara Sanchez z rozpacza patrzyła jak stojący przed nią stos żetonów zmniejsza się z każdą gra. Obiecała Carolinie, ze już więcej nie wejdzie do kasyna, jednak nie potrafiła się powstrzymać. Kusił ja ten kolorowy świat, pełen przepychu i blasku, w którym kobiety miały zawsze nienaganne fryzury, a mężczyźni nosili drogie garnitury. Pociągało ja ryzyko, nagły skok adrenaliny w momencie, gdy krupier puszczał w ruch maszynę. Nie umiała być dobra matka dla swych córek.

Maria Magdalena wracała do akademika, gdy zaczepiła ja jakaś brudna żebraczka.
-Odczep się starucho.- powiedziała gniewnie.
-No no, cóż za maniery, tak ładnym panienkom jak ty nie pasują brzydkie słowa.- zganiła ja stara kobieta.
-Nic ci nie dam, wiec lepiej odejdź, pókim dobra.
-Nie rzucaj się tak, Mario Magdaleno...
-Skąd znasz moje imię?- spytała ostro dziewczyna.
-Powiedzmy, ze wiem o tobie więcej, niż ty sama.- uśmiechnęła się starucha.
-Gadaj, co wiesz. Jesteś czarownicą?- dopytała gorączkowo Maria.
-Chyba nie wyglądam ci na dobrą wróżkę, panienko?- starucha zaniosła się nieprzyjemnym, zgrzytliwym śmiechem, odsłaniając braki w uzębieniu.


Odcinek piąty

Maria Magdalena powoli traciła cierpliwość.
-Przestań się bawić w kotka i myszkę!! Kim jesteś, starucho? Kto cię tu przysłał.
-Spokojnie księżniczko, nie tak nerwowo. Nazywają mnie La Bruja lub La Vieja. Mam dal ciebie pewne zadanie.- odparła stara kobieta.
-Kpisz sobie? Ja miałabym niby wypełniać zadania jakiejś niedorobionej żebraczki.- zaśmiała się pogardliwie dziewczyna.
-Skoro nie chcesz poznać swojej przyszłości...- La Bruja odwróciła się i zaczęła odchodzić.
-Zaczekaj!- zatrzymała ją Maria.- Porozmawiajmy.
-Wiedziałam, ze nie pozwolisz mi odejść. – zaśmiała się La Vieja- to nie jest dobre miejsce na pogawędki. Chodź za mną.

-Widzę, ze ta M.M. całkiem zawróciła ci w głowie. –powiedział Diego popijając piwo.
Koledzy przyszli do klubu studenckiego, ponieważ Guzman miał ochotę popatrzeć na ładne dziewczyny pracujące przy barze.
-A przeszkadza ci to?- odparował Cesar. –to wyjątkowa dziewczyna.
-Skąd wiesz? Dopiero ja poznałeś i zamieniliście ze dwa słowa?
-Znam ją bardzo dobrze. Każdej nocy przychodzi do mnie w snach.
-Mówisz jak moja babcia. Do niej codziennie przychodzi duch dziadka i stuka w okno.- drwił sobie Diego.
-Mówię poważnie. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale wyśniłem sobie tą dziewczynę.
-Porozmawiaj sobie lepiej z moją babcią. Na pewno znajdziecie wspólny język.
-A ty lepiej nie pij tego piwa, bo prowadzisz. Kiedyś to może skończyć się nieszczęściem.- ostrzegł przyjaciela Cesar.
-Spokojna głowa, mam to pod kontrola.- odrzekł Diego, dopił piwo i wyszedł bez pożegnania.

Maria Magdalena zaczynała żałować, ze dała się namówić na eskapadę z nieznajomą. Zapuściły się do pueblo jovenes, czyli dzielnicy slumsów, gdzie bieda wyzierała z każdego kąta. „Czego ja się głupia spodziewałam?”- myślała sobie Maria- „że taka żebraczka będzie mieszkać w jakimś pałacu?”
-Jesteśmy na miejscu- zachrypiała La Bruja.- Witaj w naszym królestwie.
Oczom dziewczyny ukazała się rozpadająca się chatka wykonana z dykty i zardzewiałych płacht aluminium. Dookoła roznosił się nieznośny smród uryny. Maria zatkała nos i ostrożnie weszła za staruchą.
- Señora, przyprowadziłam naszą zgubę.- zaanonsowała ją La Vieja.


Odcinek szósty

Maria Magdalena rozejrzała się po wnętrzu. Było mroczne i chłodne, pachniało w nim wilgocią i ziołami.. W cieniu, na bujanym fotelu, siedziała postać w ciemnej szacie. La Bruja podeszła do niej i za chwilę przyniosła jakiś świstek papieru.
„Witaj Mario Magdaleno, czekałam na ciebie”- przeczytała.
-A ona co? Mówić nie potrafi?- zdenerwowała się dziewczyna.- Co to w ogóle za szopka? Wiedźma i jakaś niemowa. Nie wiem, po co właściwie tu przyszłam.
-Trochę szacunku, mała. Widzę, ze nikt nie nauczył cię dobrych manier, ale to się zmieni i to szybko.- powiedziała stara.- Jesteś harda, ale my cię ty utemperujemy.
-Grozisz mi? Mów lepiej szybko, co wiesz, bo nie będę tracić czasu na twoje gierki.
Dziwna kobieta trzy razy stuknęła laską.
-A tej co znowu?- spytała się Maria.
Nie doczekała się odpowiedzi. La Vieja podreptała w kierunku fotela i tym razem zabawiła tam dłuższą chwilę.

Tatiana wracała do akademika, gdy drogę zastąpił jej nieznajomy chłopak.
-Cześć, nazywam się Cesar- przedstawił się.
-Mam na imię Tatiana.- odparła zdziwiona dziewczyna.
-Pewnie się dziwisz, po co cię zaczepiam? Dowiedziałem się, że mieszkasz z Marią Magdaleną i chciałem się czegoś więcej o niej dowiedzieć.
-Niewiele mogę ci pomóc. To bardzo skryta dziewczyna. Większość czasu spędza nad książkami, niewiele się odzywa, nie lubi wychodzić wieczorami.
-Szkoda.- zasępił się Cesar.- Gdzie najczęściej przebywa?
-Godzinami przesiaduje w bibliotece w dziale starodruków.- odparła Tania.
-Nietypowe hobby.- stwierdził chłopak.- dziękuję ci za informacje. Jeśli masz ochotę, przyjdź. Twoja współlokatorka tez jest zaproszona.
„Ta Maria Magdalena ma szczęście”- westchnęła Tatiana- „mówi, że nie wierzy w miłość, a zainteresował się nią tak przystojny chłopak”.

Znudzona Maria Magdalena zaczęła przyglądać się książkom, stojącym w regale przerobionym ze starej skrzynki po piwie. Znalazła tam wiele ciekawych pozycji z dziedziny czarnej magii, szamanizmu i voodoo. Spojrzała na dwie dziwne kobiety z trochę większym szacunkiem. Może nie były takie głupie, za jakie je wzięła w pierwszej chwili. Rozmyślania przerwała jej La Vieja.
-Przeczytaj to.- podała jej kartkę, na której rozpoznała kaligraficzny styl pisma Señory .

Odcinek siódmy

„Mario Magdaleno. Widzę, ze wyrosłaś na piękną i inteligentną kobietę. Twoje dotychczasowe życie nie należało do najłatwiejszych, ale uwierz mi, ze to się zmieni i to wkrótce. Musisz być jednak cierpliwa, dużo się uczyć i korzystać z naszych wskazówek. Domyślam się, ze zależy ci na poznaniu prawdy na temat swojego pochodzenia. Dowiesz się tego- we właściwym czasie. W tym momencie byłoby to niewskazane, gdyż nie jesteś jeszcze na to gotowa. Możesz być jednak pewna, iż nadejdzie dzień, gdy wszystko stanie się dla ciebie jasne”.
Maria przebiegła wzrokiem kilkukrotnie kartkę, jak gdyby spodziewała się znaleźć na niej cos jeszcze. W końcu pogniotła ją i rzuciła na podłogę.
-Co to ma znaczyć?- krzyknęła- miałam się dowiedzieć, kim jestem, a wy tu urządzacie jakieś szopki?
-Musisz się nauczyć cierpliwości, moja mała, bo z takim temperamentem daleko nie zajdziesz.- zwróciła jej uwagę La Bruja.- Nie wyobrażaj sobie, ze będziemy długo tolerować twoje wrzaski i obelgi. Posiadamy pewne umiejętności, którymi możemy się posłużyć, jeśli za bardzo zaleziesz nam za skore.
-Grozisz mi?- dziewczyna spuściła trochę z tonu.
-Tylko ostrzegam. Gdybym chciała ci cos zrobić, ani byś się nie spostrzegła, jak już by cię tu nie było.- zaśmiała się starucha.-Stara Bruja nie musi nikomu grozić.
Maria Magdalena przełknęła nerwowo ślinę.
-Czego ode mnie chcecie?- spytała cicho.
-W twoim otoczeniu jest pewna osoba. Na razie twoim jedynym zadaniem jest być dal niej uprzejma i sympatyczną. Wierze, ze potrafisz taka być.- odpowiedziała La Vieja.- kiedy teren będzie odpowiednio przygotowany, udzielimy ci dalszych wskazówek.
-Sama nie wiem, dlaczego daje się w to wszystko wciągnąć- skomentowała dziewczyna.
-Dobrze wiesz. Czujesz, że twoja przeszłość kryje w sobie tajemnicę i chcesz ją odkryć. To naturalne. Pamiętaj jednak, ze ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Marii Magdalenie przez ułamek sekundy wydawało się, ze kobieta w kacie uśmiecha się do siebie i przeszedł ja dreszcz.

Odcinek ósmy

W drodze powrotnej do akademika Maria Magdalena zastanawiała się nad rzeczami, których się dowiedziała. Nie było to nic konkretnego, ale przynajmniej posunęła się o mały krok w kierunku poznania swojej przeszłości. Te dwie kobiety wydawały jej się niebezpieczne, nie wyglądały na osoby, które rzucają czcze pogróżki, wiec wolała z nimi nie zadzierać. Na odchodne dostała od nich książki dotyczące podstaw czarnej magii i wywierania wpływu na ludzi. Kiedy weszła do pokoju, jej wzrok padł na zawieszone na ścianie obrazki.
-Co to za bohomazy?- spytała.
-To nie bohomazy, tylko święte obrazy, w moim kraju nazywa się je ikonami.- odrzekła Tatiana.
-Nie obchodzi mnie to, nie wierzę w Boga. Ani twojego, ani żadnego. I nie życzę sobie oglądać na ścianach tego kiczu.
-Możesz sobie życzyć, albo nie życzyć.- zdenerwowała się dziewczyna.- nie wiem, kim jesteś i kto wmówił ci, ze możesz każdemu rozkazywać, ale ja ci na to nie pozwolę.
-Kto by pomyślał, że masz taki charakterek.- zdziwiła się Maria Magdalena.- Niech ci będzie, zostaw te obrazki, tylko powieś je tak, żebym nie musiała na nie patrzeć, gdy leżę w łóżku.
-W porządku.- zgodziła się Tania.-Wiesz, dziś zaczepił mnie jakiś chłopak, miał na imię Cesar. Powiedział, ze cię zna i zaprosił nas na imprezę. Masz ochotę iść?
-Sama nie wiem. Miałam dziś zamiar trochę poczytać...
-Ty ciągle tylko czytasz i czytasz. Oczy ci wypadną od tego. Chodź, rozerwiemy się trochę..- kusiła Tatiana.
-No niech ci będzie.- zgodziła się Maria. Musimy się wystroić, żeby wyglądać sexy.

- Señora, jak ci się podoba nasza panienka?- spytała się La Bruja, zamiatając starą miotłą zniszczoną podłogę.
Kobieta pokiwała głową.
-Mi tez się podoba. Jest na razie trochę zbyt porywcza, ale to młodość, przejdzie jej. Widać, ze jest błyskotliwa i utalentowana, od razu zainteresowały ja nasze książki. Byleby tylko nie dala się omamić głupim uczuciom, bo one wszystko komplikują.
„Nie sądzę, ta dziewczyna nie wygląda na osobę, która potrafi kochać”- napisała Señora.

Cesar i Diego jechali razem na zakupy.
-Zagadałem dziś do przyjaciółki Marii Magdaleny- powiedział Cesar.
-Co, przerzuciłeś się na koleżankę? Tez niezła, chyba jakaś cudzoziemka.- zaśmiał się Diego.
-Nie wygłupiaj się. Podpytałem ja trochę o Marię i okazało się, ze lubi przesiadywać w bibliotece. Poza tym zaprosiłem je na imprezę.
-No no, widzę, ze nie tracisz czasu. Przeleć ja, a szybko wyleci ci z głowy.
-Jesteś obleśny. Nie zamierzam jej „przelatywać”, bo to kobieta z moich snów.- zezłościł się Cesar.
-Dobra, dobra, żartowałem. Pan cnotliwy rycerzyk Cesarito nie mógłby wykorzystać damy swojego serca.
-A żebyś wiedział- uciął dyskusję chłopak. Pospieszmy się lepiej, bo zamkną nam wszystkie sklepy..



Odcinek dziewiąty

Diego jak zwykle nie zawiódł i ściągnął na imprezę tłumy ludzi. Lubił wykorzystywać swoja popularność i urok drapieżnego zwierzęcia, dlatego od razu udał się na polowanie. Do Cesara również zaczęły kleić się dziewczyny, ale on odganiał je od siebie niczym natrętne muchy. Tej, na która czekał jeszcze nie było i nie miał pewności, czy przyjdzie, nie tracił jednak nadziei.
-Przestań jej tak wypatrywać, zabaw się trochę.-poradził mu w przelocie przyjaciel. Zobacz, jakie cizie ci przyprowadziłem.
-Nie potrzebuję ich- mruknął Cesar.

Tymczasem Maria Magdalena stała przed lustrem, podziwiając swa urodę. Włożyła długą, czarną suknię z głębokim dekoltem i pęknięciem z boku, odsłaniającym prawie cale udo.
-Czy nie uważasz, ze to nieco zbyt odważne?- zwróciła jej uwagę koleżanka.
-Może dla ciebie, jak dla mnie jest w sam raz.
-Skoro tak sądzisz.- Tania ostatni raz spojrzała w lustro. –Chodźmy już, bo nie lubię spacerować po zmroku.
-Ja zaś uwielbiam.-odparła Maria i posłała swemu odbiciu pocałunek.

Cesar siedział na kanapie z drinkiem w dłoni. Minęło już tyle czasu, a Maria Magdalena się nie pojawiła. Może ta koleżanka w ogóle nie przekazała jej zaproszenia? A może Maria nie lubi takich imprez? Humor coraz bardziej mu się warzył, gdy nagle usłyszał znajome pogwizdywanie. To była ona, piękna jak nigdy przedtem. Oczy świeciły jej jak gwiazdy, suknia uwydatniała boskie kształty. Gdy do niej podszedł na drżących nogach, obdarzyła go spojrzeniem godnym królowej, od którego od razu zrobiło się mu gorąco.
-Cie, cieszę się, ze jednak przyszłaś.- wydusił z siebie Cesar.
-Nie mogłam przegapić takiej okazji.- dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Wzięła go za rękę i poprowadziła na parkiet. Zapach jej perfum uderzył mu do głowy, woń była przejmująca, słodka i odurzająca.
-Jesteś cudowna.- wyszeptał ochryple mężczyzna.- jak w moich snach...
Maria Magdalena położyła mu palec na ustach.
-Ciii, nic nie mów. Daj się ponieść magii tej chwili...

W starej chatce stara Bruja z lubością nachyliła się nad garnkiem z gotującymi się ziołami i wciągnęła w nozdrza ich oszałamiający aromat.
-Pięknie, pięknie. Nasza dziewczynka daje sobie radę....


Odcinek dziesiąty

Tatiana przyglądała się tańczącej parze. Obok niej stanął Diego.
-Nieźle sobie radzi ta twoja przyjaciółeczka. Owinęła sobie Cesara wokół palca.- powiedział.
-Masz cos do Marii Magdaleny?- zdenerwowała się Tania.
-Na razie nie, ale niech tylko spróbuje skrzywdzić Cesara. Wtedy zobaczy, jak to jest mieć we mnie wroga.
-Wiesz co, lecz się. To dobra dziewczyna.- broniła przyjaciółki Tatiana.
-Nie wzbudza mojego zaufania. Jest w niej cos dziwnego i niebezpiecznego zarazem. A Cesarito jest wrażliwym chłopcem.- stwierdził Diego.- Ty lepiej tez na nią uważaj.- ostrzegł dziewczynę i odszedł do kokietującej go dziewczyny.
-Bałwan.- mruknęła do siebie Tania.

Maria Magdalena i Cesar spacerowali po patio.
-Opowiedz mi o sobie.- poprosił chłopak.
-Nie ma o czym. Nie znam swoich rodziców, dzieciństwo spędziłam w klasztorze , a teraz wyszłam, by cieszyć się z uroków życia.- odparła sucho dziewczyna.
-To straszne.- powiedział wstrząśnięty Cesar. – tak mi przykro.
-Przesadzasz. Może moi rodzice byli pijakami czy jakimiś niedouczonymi wieśniakami. Nie brak mi ich.
-Nie mogli być wieśniakami, skoro wydali na świat tak przepiękną i inteligentna córkę jak ty.- zaprzeczył mężczyzna.
-Dziękuję.- Maria Magdalena spuściła oczy.- Nikt nigdy nie mówił mi komplementów.
-Zasługujesz na wszystkie komplementy świata, bo jesteś jak bogini. Nie mogę o tobie zapomnieć od momentu, kiedy po raz pierwszy mi się przyśniłaś.
-Chodźmy potańczyć.- dziewczyna przerwała rozmowę, wzięła Cesara za rękę i zaprowadziła do salonu.

Kobieta bez twarzy kołysała się miarowo w fotelu, patrząc na zdjęcie. W jej oczach malował się smutek.
- Señora, po co rozgrzebywać stare rany.- rzekła La Bruja.- Jeszcze się odegramy, zobaczy pani, a Maria Magdalena nam w tym pomoże.
Señora spojrzała jeszcze raz na zdjęcie, po czym cisnęła nim z całej siły o ziemię.


Odcinek jedenasty

-Ona jest wspaniała! Jej oczy lśnią jak gwiazdy, a jej skora pachnie jak kwiaty i najsłodsze owoce.- zachwycał się Cesar podczas sprzątania po imprezie.
-Mówisz jak bohater kiepskiej telenoweli.- zakpił Diego.- Nie zauważyłeś jak była ubrana? Daleko jej do księżniczki. Ja bym cię widział z jej koleżanką. Wygląda mi na normalną i naprawdę nie rozumiem, czemu przyjaźni się z tą całą M.M.
-Mógłbyś z niej zejść? Czepiasz się jej, bo nie zwróciła na ciebie uwagi i pewnie boli cię urażona męska duma.- stwierdził Cesar.
-Bogu dziękuję, ze nie zastawiła na mnie swych sideł.- odetchnął chłopak.- Lubię ładne dziewczyny, ale bez przesady. Mój instynkt samozachowawczy mówi mi, ze konsumpcja tej sztuki mogłaby się dla mnie skończyć niestrawnością. A ja dbam o swój żołądek.
-Lepiej weźmy się za sprzątanie, bo nie dojdziemy w tym temacie do porozumienia, a nie chce sobie psuć humoru.- zakończył rozmowę Montalves.

Maria Magdalena siedziała przed lustrem, zmywając makijaż. Wspominała lata spędzone w klasztorze, nudne i podobne do siebie tak, ze wydawało jej się niekiedy, jakby znajdowała się w jakiejś pętli czasowej. Zakonnice chciały ja wychować na grzeczną i skromną panienkę, ale Maria była oporna. Religia śmieszyła ja- zgadzała się z Nietzchem, ze wierzą tylko ludzie słabi, którzy w życiu wiecznym widza usprawiedliwienie swojego nieudacznictwa. Świat należał do ludzi silnych i zdecydowanych, którzy sami kreują własny los, a nie zdają się na łaskę jakiegoś fatum. To było takie żałosne- te wszystkie ceremonie, wielogodzinne modlitwy do bezdusznych obrazków i figurek. Życie obwarowane tysiącem zakazów i nakazów, poświęcone na umartwianiu się i odmawianiu sobie wszelkich przyjemności. Dziewczyna popatrzyła na ikonę wiszącą na ścianie i prychnęła z pogardą, po czym wyłączyła światło.

La Bruja siedziała na łóżku, na którym leżała otwarta walizka i czegoś w niej szukała. Wydawała przy tym pełne niezadowolenia prychnięcia. Señora obudziła się i przyglądała się jej z zastanowieniem. Napisała cos na kartce i posunęła laską w stronę starej.
„Czego szukasz wiedźmo?”- brzmiał napis na kawałku papieru.
-Niczego ważnego.- odpowiedziała pospiesznie La Vieja i zamknęła walizkę.-Przygotuję kolację.
„Nie próbuj niczego przede mną ukrywać, bo gorzko tego pożałujesz”- ostrzegła staruchę kobieta


Odcinek dwunasty

Kiedy Maria Magdalena wyszła z akademika, na ławce przed budynkiem czekał już na nią Cesar.
-Hej, idziesz na zajęcia z psychologii?
-Oczywiście, to moje ulubione zajęcia.- odpowiedziała dziewczyna.
-Jak ci się podobała wczorajsza impreza.- spytał Cesar.
-Bardzo, dawno się tak nie bawiłam. A właściwie nigdy.- stwierdziła Maria.
Przez chwile szli w milczeniu, a Cesar ukradkiem spoglądał na regularny profil dziewczyny. Jej uroda i aura onieśmielały go tak, że nie wiedział co powiedzieć. Nie był tak wygadany ani obyty w towarzystwie jak Diego. On nie miał problemu z gładkim przeprowadzeniem rozmowy, gdyż sztukę flirtu opanował do perfekcji, poza tym w towarzystwie pięknych dziewczyn czul się jak ryba w wodzie. W takich momentach jak ten Cesar zazdrościł koledze daru wymowy i pewności siebie. Właśnie zbierał się na odwagę, by cos powiedzieć, gdy na horyzoncie pojawił się obiekt jego zazdrości.
-Co ja widzę, romantyczny spacer o poranku.- skomentował Diego.- Mam nadzieje, ze nie przeszkadzam.- bezceremonialnie wepchnął się pomiędzy parę.
-Oczywiście, ze nie, jak zawsze.- odpowiedział zgryźliwie Cesar.
- Musze już iść, Tania na mnie czeka.- nieoczekiwanie odezwała się Maria.
Młody Montalves spojrzał tęsknie za oddalającą się dziewczyna.
-Fajny ma tyłek- skomentował Diego.
-Nie życzę sobie takich komentarzy.- zareagował z gniewem chłopak.
-Spokojnie, nie tak ostro. Skomentować nie można?
-Jej nie.- zakończył dyskusję Cesar.

Piękna kobieta weszła do wielkiego salonu. Jej długie blond włosy opadały kaskadami na ramiona, niebieskie oczy lśniły czystym blaskiem, a pełne usta rozchylały się w delikatnym uśmiechu. Chciała zrobić niespodziankę swemu ukochanemu. Cichutko zamknęła za sobą drzwi i na palcach po schodach. Nagle usłyszała jęk i uśmiech na jej ustach zamarł.
Señora obudziła się zlana potem, jej ciało wstrząsały dreszcze. Stara towarzyszka zauważyła to, podeszła do niej i zaczęła uspokajać.
-Pani, to tylko zły sen, zły sen. To już nie wróci. Oni zapłacą za cala krzywdę, jaka pani wyrządzili. I to z nawiązką.
Po chwili chrapliwy glos Brujy przeszedł w monotonny śpiew, słów jednak nie sposób było zrozumieć. Señora płakała bezgłośnie, zakrywając zabandażowaną twarz dłońmi. Po kilkunastu minutach zasnęła znużona.

Odcinek trzynasty

Tatiana wyglądała przez okno. Przed akademikiem stali Cesar i Maria Magdalena. Ich wzajemne stosunki przypominały jakiś dziwny taniec. Jeden krok naprzód i dwa do tylu. Maria raz dopuszczała chłopaka blisko siebie, by następnego dnia być dla niego chłodna i nieprzystępna. Cesara doprowadzało to do szaleństwa, a w Tani budziło złość. Młody Montalves bardzo się jej podobał; gdyby to ona była jego wybranką, nie traktowałaby go w taki sposób. Życie, niestety, nie było sprawiedliwe. Dziewczyna westchnęła, zasłoniła okno firanką i zaczęła naukę.

-Jak myślisz, czy magia istnieje?- Lola Sanchez spytała swoja siostrę Carolinę.
- Nie mam pojęcia.- odburknęła Caro nie odrywając wzroku od książki.
-Widziałam wczoraj w telewizji program o czarnej magii. To było super. Facet nakłuwał laleczkę, o tak.- mówiąc to, wzięła z polki ukochanego misia Caroliny i zaczęła go dźgać cyrklem.
-Przestań, co ty robisz!- zdenerwowała się dziewczyna. –Zostaw go, bo powiem mamie!
- A skarż sobie, ile chcesz.- zaśmiała się Lola. –I tak pewnie wróci zdołowana i spłukana. Nie w głowie jej będą twoje żale.
-Nie mów tak o niej, to nasza mama.- zaprotestowała Carolina.
-co nie zmienia faktu, że jest hazardzistką.- skwitowała Lola.- Pójdę lepiej zrobić kolacje, bo jak wróci, pewnie będzie głodna. Masz swojego misia, jest cały i zdrowy.- rzuciła maskotką w stronę siostry.

Tatian nie mogła wiedzieć, ze spacerującej parze przygląda się jeszcze jedna para oczu. W pobliskich zaroślach przycupnęła La Bruja; przeżuwając źdźbło trawy nadstawiała uszu, starając siew wyłowić strzępki rozmowy. Przeszkadzał jej jednak ptaszek, do znudzenia kląskający nad jej głową. Niewiele myśląc wyciągnęła rękę, chwyciła biedne zwierzątko i ukręciła mu główkę.


Lola Sanchez


Carolina Sanchez


Odcinek czternasty

Oscar Montalves podszedł do barku i wyciągnął z niego butelkę whisky; nalał sobie do szklanki, wrzucił dwie kostki lodu. Włączył Błękitną rapsodię Gershwina i zamknął oczy. Gorzki, orzeźwiający smak idealnie współgrał z dźwiękami wypełniającymi przestrzeń. Harmonia.. Tak rzadko jej doświadczał. Nikt nie był temu winien, on sam zasłużył sobie na taki los. Życie z brzemieniem winy, które nie pozwalało mu zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdyby nie jego chorobliwa ambicja, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Teraz jedynymi promykami oświetlającymi mu mroczne czeluści własnej psychiki była muzyka i syn. Wyrósł na przystojnego, spokojnego i wrażliwego mężczyznę. Nie odziedziczył po ojcu porywczości i okrucieństwa- był tak podobny do swej zmarłej matki, ze Oscar odczuwał ból, ilekroć na niego patrzył. Zanosiło się na kolejną bezsenną noc...

-Jestem wykończona.- Maria Magdalena rzuciła się na łóżko.
-Powinnaś chyba się cieszyć, Cesar tak długo cię odprowadzał.- zwróciła uwagę Tatiana.
-Myślałam, ze padnę z nudów.- ziewnęła przeciągle Maria.
Tania nie mogła uwierzyć własnym uszom.
-Po co w takim razie się z nim spotykasz, skoro cię nie interesuje?
-Nie twoja sprawa.- odpysknęła dziewczyna.- mogę robić, co mi się podoba. Co, może jesteś zazdrosna?
-Nie jestem, nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy.- odpowiedziała szybko Tatiana, odwracając głowę, aby koleżanka nie mogła dostrzec oblewającego ją rumieńca.- uważam tylko, ze to nieuczciwe z twojej strony tak go zwodzić. To dobry chłopak.
-Gadasz jak siostrzyczki z klasztoru. Jak jesteś taka święta, to może się do nich przyłącz, co? Jeszcze zostaniesz księdzem i będziesz wygłaszać kazania, skoro jesteś w tym taka biegła.
-Wiesz co, czasami w ogóle cię nie rozumiem.- odparła Tania. –Nie wiem, skąd w tobie tyle agresji i czemu jesteś tak negatywnie nastawiona do religii.
-I tak tego nie zrozumiesz.- uznała Maria. –Koniec tych plotek, chcę sobie poczytać.
Wzięła z półki podniszczony tomik, który otrzymała od Brujy i zatopiła się w lekturze.

La Vieja wróciła do chatki zacierając ręce z radości. Przywitało ja pytające spojrzenie Señory.
-Widziałam nasza małą, pani. Dobrze sobie radzi. Widać, ze nasza skromna biblioteczka jej się przydała. Ten chłopak je jej z ręki. Powinna tylko trochę poćwiczyć panowanie nad sobą, bo jej temperament nieraz bierze górę nad intelektem. To może wszystko popsuć.
„Przyprowadź ją do mnie”- rozkazała kobieta.


Odcinek piętnasty
Maria Magdalena szła właśnie do sklepu, gdy odniosła dziwne wrażenie, ze ktoś ja śledzi. Obejrzała się ukradkiem, ale nikogo nie zauważyła. Przyśpieszyła kroku. Niepokojące uczucie jej jednak nie opuściło. „Mario Magdaleno, skup się. To tylko twoja chora wyobraźnia”- łajała się w duchu. Nagle czyjaś ręka chwyciła ja za ramie i zacisnęła się na nim mocna. Dziewczyna krzyknęła ze strachu. Odpowiedział jej śmiech skrzypiący jak zardzewiale drzwi.
- Coś ty taka nerwowa, mała?- zakpiła Bruja.
-Zwariowałaś? Co ci strzeliło do tego durnego łba, żeby mnie śledzić?- krzyczała zdenerwowana Maria.
-Ciszej, zaraz wszyscy się tu zleca, jeśli nie przestaniesz histeryzować.- upomniała ja stara kobieta.- chciałam sprawdzić, czy jesteś czujna i ostrożna.
-Dziękuję bardzo za takie sprawdziany, stara wiedźmo. I co się tak szczerzysz? Śmieszy cię cos? Czasami mi się wydaje, ze jesteś jakaś opóźniona.
-Wiesz co, panienko, nie pozwalaj sobie. Nikt cię nie nauczył szacunku do starszych? Bardzo się rozzuchwaliłaś ostatnimi czasy. Señora chce cię widzieć.
-A co, jeśli ja nie chcę jej widzieć?- spytała zaczepnie dziewczyna.
-W twoim interesie jest chcieć.- doradziła jej stara.-Nie odgrywaj przewrażliwionej księżniczki, tylko wykonuj nasze polecenia.
Maria Magdalena zmełła w ustach przekleństwo i ruszyła za Brują.

Światła w pokoju dziewczynek pogasły. Barbara Sanchez zdjęła podomkę, pod którą miała swoje wyjściowe ubranie. Na paluszkach przekradła się do przedpokoju. Ostrożnie przekręcała klucz, gdy poczuła na sobie oskarżycielski wzrok córki.
-Mamo, co ty robisz?- spytała Carolina.
-Nic córeczko, kładź się spać.
-Znowu idziesz do kasyna. Obiecałaś mi, ze z tym skończysz. Ledwo wiążemy koniec z końcem.
Po chwili z łóżka wygramoliła się Lola.
-Co, znowu to samo? Czy ty kiedyś zaczniesz zachowywać się jak matka? Jak na razie, to my musimy się tobą opiekować.
-Ja tylko, ja tylko chciałam...kupić mleko.- wymyśliła naprędce kobieta.
-Ta, mleko. Jest w lodowce. Mnie nie oszukasz. Rozbieraj się i wracaj do łóżka.!
-Lola...- zwróciła jej uwagę Carolina,.- nie przesadzasz trochę?
-To ona przesadza.- odparła Lola.- zrozumiałaś? Nigdzie nie idziesz.
-Ale... Ja musze. Nie rozumiesz tego. To ostatni raz, obiecuje. Musze tylko wygrać, a wtedy wszystko będzie w porządku. Kupie wam wszystko, czego zapragniecie. Moje dziewczynki. Wybaczcie mi.
Nim ktokolwiek zdążył temu zapobiec, chwyciła za klamkę i uciekła, zostawiając otwarte drzwi.
Carolina cichutko płakała, a Lola nie miała siły jej pocieszać. Poszła do dużego pokoju, włączyła telewizor i zaczęła oglądać program o duchach.

Odcinek szesnasty
W chatce Señory Marie Magdalenę znowu przywitał mrok i przenikliwy zapach ziołowych mieszanek mimo ciepłego sweterka wstrząsnął nią mimowolny dreszcz. Wyprostowała się i przywołała na twarz ironiczny uśmieszek, nie chcąc okazywać kobietom niepokoju, który ja ogarnął.
-O co chodzi tym razem?- spytała.
Kobieta na fotelu przeglądała książkę, nie zwracając na nią uwagi
-Co jej?- Maria zwróciła się do Brujy.- Ogłuchła, czy co?
Odpowiedziało jej milczenie.
-Pić mi się chce.- zaczęła marudzić.
Bruja nalała jej chochla trochę płynu z garnka do blaszanego kubka i dodała parę kropel z flaszki, którą wyciągnęła zza pazuchy.
-Masz, pij.- podała dziewczynie.
Maria nieufnie wzięła od starej naczynie, powąchała. Skrzywiła się i odsunęła kubek
-Śmierdzi. Co za siki mi dałaś? Chcesz mnie otruć?
-Nie to nie.- Bruja wylała zawartość naczynia do kubła. Swoja droga, straszna z ciebie maruda.
Maria Magdalena w odpowiedzi pokazała jej język. W tej samej chwili poczuła na sobie badawczy wzrok Señory. Zrobiło jej się trochę nieswojo, wiec, aby dodać sobie animuszu, zaczęła pogwizdywać.

Oscar Montalves siedział przy stole nakrytym do kolacji i czekał na swego potomka. Ostatnio coraz częściej nie było go w domu- mieli tak mało okazji do rozmów. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, ze dorastanie chłopaka jest nieuchronne, ale ta ustka w domu była dla niego przejmująca.
-Cześć tato, przepraszam za spóźnienie.- krzyknął Cesar z hallu.
-Nic się nie stało, synu, tylko pieczeń trochę wystygła.- odparł mężczyzna.- wszystko w porządku na studiach?
-Oczywiście, tato.- odparł z uśmiechem chłopak, krojąc mięso.- Mieliśmy dziś bardzo ciekawy wykład o Freudzie. Maria Magdalena obiecała mi pożyczyć jego książkę.
-Maria Magdalena? Cóż za dziwne imię. To jakąś twoja nowa koleżanka?- zainteresował się Oscar.
-Tak, koleżanka.- odparł Cesar.- Jest bardzo inteligentna, sympatyczna i...
-I pewnie bardzo ładna- dopowiedział ojciec.
-Prześliczna.- odparł młody Montalves i ugryzł się w język. Spłonął rumieńcem, a Oscar wybuchnął tubalnym śmiechem, który rozniósł się echem po całym domu.
-Tak rzadko się śmiejesz tato.- zauważył Cesar.- Lubię, kiedy się śmiejesz, ale zazwyczaj chodzisz smutny.
-Nieprawda, synku.- Oscar zmienił temat.- Może zaprosisz tą Marię Magdalenę. Chętnie ja poznam. Musi być wyjątkowa, skoro zwróciłeś na nią uwagę.
-Jest jedyna na świecie.- zachwycił się Cesar, a przed oczyma stanęła mu jej piękna, tajemnicza twarz.

Odcinek siedemnasty
Minęło pół godziny, ale Marii Magdalenie zdawało się, ze to cała wieczność. Bardzo chciało jej się pić, ale głupio jej było prosić znów Bruję. Aby zademonstrować swe znużenie ziewnęła rozdzierająco. Zero reakcji. Wyjęła wiec z torebki lusterko i zaczęła robić do niego głupie miny- mrużyła oczy, wykrzywiała usta, wydając przy tym nieartykułowane dźwięki. W końcu Señora stuknęła mocno laska w podłogę, przywołując dziewczynę do porządku.
-O, wreszcie się obudziła.- zauważyła z uśmieszkiem Maria.- Może wreszcie mi powie, o co jej chodzi. Ups, zapomniałam, ze jest niemowa.
-Wiesz co, lepiej stul buzię, wszystkim to wyjdzie na zdrowie.- zgasiła ja Bruja i podeszła do Señory. Po kilkunastu minutach przyniosła dziewczynie list.
„Witaj Mario Magdaleno
Zauważyłam, ze nie radzisz sobie ze swoimi emocjami. Jeśli chcesz poznać swoje pochodzenie, powinnaś przestać zachowywać się jak dama, a nie nieokrzesana wieśniaczka. Taka postawa może wszystko zniweczyć. Twoim nowym zadaniem będzie nauka dobrych manier i panowania nad zbyt bujnym temperamentem. To ty powinnaś nim kierować, a nie on tobą. Obserwowałam cię dziś i jestem zmartwiona tym, co zarejestrowałam. Będziesz przychodziła do mnie na lekcje dobrych manier- przekonasz się, ze wkrótce ci się przydadzą.”
Maria skończyła czytać list i podarła kartkę w drobny mak.
-Co, ze niby nie wiem, jak się zachować? No pewnie- dwie księżniczki Bezzębna Śmierdziucha i i Niemowa w Masce będą mnie uczyć manier. Przedni żart.- roześmiała się gorzko.- Może jeszcze się dowiem, ze tak naprawdę znajduje się w zaklętym zamku i zaraz przyjdzie po mnie książę z bajki...
-Radziłam ci, żebyś się zamknęła.- krzyknęła Bruja.- Wynos się stad i wróć, gdy nabierzesz rozumu. Chyba, ze wydaje ci się, ze sama poznasz przeszłość, ale to niemożliwe.
-Nie musisz mnie wyganiać, sama wychodzę.- obruszyła się Maria. Chwyciła torebkę i z impetem trzasnęła drzwiami, aż zabrzęczały naczynia rozwieszone nad kuchnią.

-Tata chce poznać Marię Magdalenę.- Cesar siedział na miejscu pasażera obok Diega. Pędzili z zawrotna prędkością, aż chłopakowi zaczęło się robić niedobrze.
-Zwolnij trochę.- poprosił.
-Kto tu się spieszy.- zaśmiał się Diego.- ledwo ja poznałeś, a już przedstawiasz tatusiowi. Kiedy ślub? Wybraliście już imiona dla dzieci? Od razu mowie, ze nie chce być chrzestnym.
-Bardzo śmieszne. –odparł z urazą Cesar.
-Nie obrażaj się, jestem po prostu szczery. Mam nadzieje, ze ojciec wybije ci z głowy tę dziewczynę. To mądry i doświadczony facet.
-I dlatego zaakceptuje Marię.- odparł z przekonaniem Cesar.
-Jeszcze się okaże.- mruknął pod nosem Diego.
-Cos mówiłeś?- spytał Montalves.
-Tusz się jej rozmaże.- zakpił chłopak.- Pościgam się z tamtym samochodem. Trzymaj się mocno fotela.


Odcinek osiemnasty

Powrót przez pueblo jovenes, czyli dzielnice biedoty, nie należał do najprzyjemniejszych. Maria Magdalena pluła sobie w brodę, ze dala się namówić na ta bezowocną eskapadę. Nie ma to jak słuchać dwóch starych wariatek. Cienie na rozsypujących się ścianach baraków układały się złowieszczo. Kilku obszarpanych mężczyzn ogrzewało brudne ręce przy kubłach z płonącą benzyną. Dziewczyna odruchowo zatkała nos.
-Co, śmierdzi panience?- zarechotał jeden z nich.- Fajne masz nogi, mała. Możesz się do nasz dołączyć. Mamy tu butelkę przedniego trunku.- pociągnął solidny łyk z obtłuczonej flaszki i donośnie beknął.
Maria próbowała go wyminąć, ale nagle jak z pod ziemi wyrósł przed nim jego kolega.
-Gdzie się tak spieszysz, laleczko?- owionął ja jego cuchnący alkoholem i papierosami oddech.- Nie bój się, będzie dobra zabawa.
Dziewczyna próbowała uspokoić rozkołatane serce. „Myśl, myśl”- skarciła sama siebie. Sięgnęła do torebki i ze zdziwieniem wymacała tam długie, ostre narzędzie. Uśmiechnęła się zachęcająco i zbliżyła do obszarpańca. Ten wyciągnął do niej brudne łapska. Nagle spojrzał na nią z niedowierzaniem i bezwładnie osunął się o ziemie. Maria Magdalena otarła nóż o trawę i schowała do torebki. Odeszła nie oglądając się za siebie. Pozostali bezdomni stali bez ruchu, jak zahipnotyzowani, wpatrując się w zwłoki kompana. Jeden z nich przeżegnał się i splunął.
-Ta niña to pomiot szatana. Biedny Felipe, Panie świec nad jego duszą. Musimy tu posprzątać, bo gliny nigdy nam nie uwierzą.

Maria Magdalena weszła do pokoju nienaturalnie podekscytowana. Usiadła na łóżku i wysypała nań zawartość torebki. Wzięła do ręki sztylet i zaczęła oglądać jego rzeźbioną rękojeść. Wydawała jej się dziwnie znajoma... Błysk metalu przyciągnął wzrok Tatiany.
-Skąd to masz?- spytała zaciekawiona.- Wygląda na bardzo cenny.
Dziewczyna zignorowała pytanie. Wysunęła spod łóżka skrzynkę i zaczęła porównywać ornamenty z jej wieka z tym zdobiącym niebezpieczne narzędzie. Były identyczne.
-Wiedźma miała rację.- mruknęła.- Potrzebuję pomocy, jeśli chce odkryć prawdę.
Po dłuższym zastanowieniu uznała, ze zbyt pochopnie zrezygnowała z lekcji zaproponowanych jej przez Señorę. Nie wiedziała jednak, jak to odkręcić, aby wyjść z twarzą.
-Masz krew na bluzce.- zauważyła Tania.
-Skaleczyłam się.- zbyła ją Maria. Przypomniała sobie wzrok mężczyzny, z którego uchodziło życie. Sam był sobie winien. Nie zaczepia się młodych, bezbronnych dziewcząt, wracających samotnie nocą do domu.

Cesar układał się właśnie do snu. Podszedł do okna i spojrzał na księżyc.
-Mario Magdaleno, odwiedź mnie dziś we śnie.- wyszeptał.


Odcinek dziewiętnasty

„Długi, ozdobny sztylet wszedł w ciało mężczyzny jak w masło. Umierający nie czul strachu, tylko zaskoczenie- czy to już był koniec? Niektórym przed śmiercią przed oczami przemyka cale życie. W jego niewidzącym spojrzeniu wyrył się jeden obraz- pięknej uśmiechniętej kobiety”
Carolina odłożyła książkę i zgasiła lampkę, ale emocje sprawiły, ze nie mogła zasnąć.
-Nie wierć się tak.- burknęła Lola.- Obudziłaś mnie.
-Przepraszam.- odparła siostra.- Już nie będę.
Leżała bez ruchu, zaciskając mocno oczy i licząc barany. Nagle usłyszała skrobanie. Odgłos przybierał na sile, a dziewczyna z trudem trzymała nerwy na wodzy. W końcu zaczęła potrząsać śpiącą siostra.
-Boże, co znowu?- zdenerwowała się wytracona ze snu Lola.- Pospać człowiekowi nie dadzą.
-Pssst.- uciszyła ja Carolina.- Słyszysz?
-Ciebie? Oczywiście.
-Nie o to mi chodzi. Takie jakby skrobanie.
-Może to robaki w twoim przeżartym wiedza mózgu?
-Przestań, mowie poważnie.
Skrobanie stało się wyraźniejsze i Carolina krzyknęła ze strachu. Lola wyskoczyła z łóżka i otworzyła matce drzwi.
-Co, popiło się i dziurka ucieka?- zakpiła z kobiety.
-Tak bardzo cię ko ko ko kocham córeczko.- zaczkała pijana Barbara trzymając się ściany, by nie stracić równowagi..
-Przestań gdakać i idź spać.- poradziła jej córka i wróciła do pokoju.
-To tylko matka.- uspokoiła siostrę.- A ty na przyszłość nie czytaj emocjonujących książek przed snem. Masz na to za słabe nerwy. Podręcznik do geometrii będzie w sam raz.

Nie tylko Carolina miała problemy ze snem. Tatiana Dominguez wpatrywała się w księżyc i myślała o Cesarze. Miała przed oczyma jego szczere, brązowe oczy i ujmujący uśmiech. Był ucieleśnieniem jej marzeń. Inteligentny, przystojny, a jednocześnie skromny i nie zepsuty. Tak bardzo różnił się od swojego przyjaciela. Ten cały Diego... Wyczuwała w nim cos oślizgłego. Jak oni w ogóle mogli się przyjaźnić, zupełnie do siebie nie pasowali. Tak jak ona i Maria Magdalena. Popatrzyła na śpiącą przyjaciółkę. Wyglądała tak ślicznie i niewinnie. Jednak za dnia jej twarz nabierała zgoła innego wyrazu. Czym było to spowodowane? Co uczyniło tak młodą dziewczynę osoba pełną goryczy? Zastanawiała się, czy kiedykolwiek zdoła zrozumieć motywy postępowania dziewczyny. I czy zdoła wyrzucić ze swego serca Cesara Montalves.


Odcinek dwudziesty

Pokój.
Mdłe światło rzucane przez żarówkę za kratami.
Drzwi bez klamki.
Oczy.
Mnóstwo oczu.
Obserwują go.
Śmieją się z niego.
Chce je zniszczyć, uciszyć, ale nie może.
Skrępowane ręce.
W ustach nieznośny, metaliczny smak..
Żarówka mruga ostrzegawczo.
Czas się kończy.
3,2,1.
„Game over”- rozlega się słodki, kojący glos.
Zapada ciemność.
Perlisty śmiech unosi się w pustce.

Mężczyzna zerwał się z łóżka zlany zimnym potem. Ten sen... Był tak realistyczny. Glos, choć obcy, wydawał się niepokojąco znajomy. Do kogo należał?- odpowiedź na to pytanie znajdowała się po drugiej stronie snu.

Barbara Sanchez obudziła się z potężnym bólem głowy. Język jej skołowaciał i nie mogła przełknąć śliny. „Kac”- pomyślała. Poprzedniego wieczora znowu przesadziła. Taksówkarz wyrzucił ja z samochodu, gdy zorientował się, ze była spłukana. Wracając trzy kilometry na piechotę w eleganckich szpilkach poobcierała sobie stopy do krwi.
Do pokoju zajrzała Lola.
- Co, nie możesz wstać?- raczej stwierdziła niż zapytała.
Kobieta kiwnęła potakująco głową i jęknęła z bólu, który rozsadzał jej czaszkę.
-Nieźle wczoraj zabalowałaś. Powiem Caro, żeby zrobiła ci kawę. A, radziłabym ci się umyć, bo cuchniesz i tusz ci się rozmazał.
Barbara sięgnęła po torebkę i wyjęła lusterko, ujrzała w nim swoją szara, zmęczoną twarz o oczach z czarnymi obwódkami, ja u pandy. Odłożyła lusterko ze wstrętem.
„Jak mogłam stoczyć się tak nisko?”- pomyślała rozgoryczona.- „Moja własna córka się mnie brzydzi. Wiem, to kara za grzechy młodości. Nie można bezkarnie budować swojego szczęścia na cudzej krzywdzie.”
-Mamo, przyniosłam ci kawę.- usłyszała miły glos Caroliny.


Odcinek dwudziesty pierwszy

Był chłodny poranek. Bruja wyszła na zakupy, a Señora rysowała cos w notatniku. Nagle drzwi otworzyły się i do chatki wtargnęła Maria Magdalena.
-To chyba wasze. Rzuciła na stół rzeźbiony sztylet.
Kobieta spojrzała na nią nieodgadnionym spojrzeniem.
-Ech, z tobą to ja się raczej nie dogadam.- westchnęła Maria i i wywróciła oczami.- Kiedy wróci starucha?
Ledwo skończyła wypowiadać te słowa, Bruja wróciła z torbami pełnymi zakupów i naręczem ziół.
-O wilku mowa.- przywitała ja dziewczyna.
-Przyszła koza do woza.- zaśmiała się Vieja.- Czyżbyś nabrała trochę rozumu?
-Mogłabyś sobie darować takie teksty. Przyszłam, bo jestem ciekawa, skąd to masz.- wskazała narzędzie leżące na stole.
-Widzę, ze znalazłaś nożyk. Przydał się?
-Przyznaje, ze nie mam pojęcia, skąd wiedziałaś, ze będzie mi potrzebny.
-Stara Bruja wie wszystko. Skoro już wpadłaś, może zostaniesz na śniadaniu?
-Jako danie główne pewnie zaserwujesz oczy żaby w sosie z krwi młodych wiewiórek.- stwierdziła dziewczyna.- Kusząca propozycja, ale nie skorzystam.

-Kiedy można spodziewać się tej twojej bogini?- Oscar spytał syna schodzącego do jadalni an śniadanie.
-Jeszcze nie zdążyłem jej przekazać zaproszenia.- odpal zakłopotany chłopak.
-Nie ma na co czekać.- zachęcił Cesara ojciec.- Przygotujemy jej iście królewskie przyjęcie.
-Dziękuję tato. Przekonasz się, ze w pełni na to zasługuje. To wyjątkowa dziewczyna.
-Nie śmiem wątpić w twój dobry gust, synu. A teraz siadaj do śniadania, bo wszystko ostygnie.
Chłopak spojrzał na zegarek.
-Boże, jak późno. Wybacz tato, ale nie będę mógł ci towarzyszyć,. Za pół godziny mam wykłady.
Wybiegł z dom, zapominając o torbie.
-Torba!- zawołał za nim ojciec, ale na próżno.- Ach, ta miłość.- uśmiechnął się pod nosem.

Aula była pełna. Profesor miał problemy z odpowiednim ustawieniem mikrofonu, który wydawał z siebie przeraźliwe dźwięki. Cesar próbował niezauważenie przemknąć się do rzędu, w którym siedziała Maria Magdalena.
-Młody człowieku.- dosięgnął go glos wykładowcy.- Skoro już się spóźniłeś, może pomożesz mi naprawić te złośliwe urządzenie. Wstyd się przyznać, ale technika i ja nie mamy z sobą wiele wspólnego.
Zrezygnowany chłopak wszedł na katedrę i w kilka chwil poradził sobie z mikrofonem.
-Co za zdolny młodzieniec. W nagrodę siądziesz w pierwszym rzędzie, żeby nie uronić ani słówka z mojego wykładu.- stwierdził profesor.
Cala aula wybuchła śmiechem, Cesar tęsknie spojrzał w stronę Marii Magdaleny i zajął wskazane mu przez wykładowcę miejsce.

Odcinek dwudziesty drugi

Maria Magdalena wychodziła z auli, gdy poczuła czyjaś rękę na swoi ramieniu. Odwróciła się gwałtownie i stanęła twarzą w twarz z Cesarem.
-Ach, to ty.-odetchnęła z ulga.- Ale mnie przestraszyłeś.
-Przepraszam, nie chciałem, żebyś mi umknęła. Widziałaś, jak uziemił mnie Pereira.
-Stałeś się jego pupilem.-zaśmiała się dziewczyna.
-Weź, przestań. Wolałem być anonimowym studentem.
-Ja nie lubię być anonimowa.
-Ty nigdy nie mogłabyś być anonimowa. Jesteś zbyt piękna i niezwykła.
-Zawstydzasz mnie.- Maria Magdalena zarumieniła się uroczo.
-Chciałem się ciebie o cos spytać.
-Tak?
-Czy...czy..Czy przyjdziesz do mnie na kolację? Mój tata bardzo chciałby cię poznać.
-To bardzo miło z jego strony.- odparła zakłopotana dziewczyna.- Kiedy miałaby się odbyć ta kolacja?
-Kiedy ci będzie wygodnie.- odparł chłopak.- My się dostosujemy.
-Skoro tak to proponuję sobotę. Chciałabym wcześniej napisać referat.
-Wedle życzenia.- Cesar ukłonił się z rozmachem, potrącając przy tym przechodzącego profesora, a Maria wybuchnęła śmiechem.

-Głodna jesteeem!.- jęknęła Lola.- Zaraz zemdleję.
-Zrób sobie kanapkę.- poradziła jej siostra.
-Lodówka świeci pustkami a matka nie zostawiła pieniędzy na zakupy. Zresztą nie miałaby czego zostawić. Wczoraj zabrakło jej nawet na taksówkę.
-Niedługo powinna dostać przelew.- wyraziła przypuszczenie Carolina. Do tego czasu będziemy jadły ryz i makaron.
-Nie zastanawiałaś się nigdy, kto jej przysyła te pieniądze? Dla nie ta sprawa jest jakaś niejasna. Może jest zamieszana w jakieś ciemne interesy. Albo kogoś szantażuje?
-No co ty. Masz zbyt bujną wyobraźnię.- zaprotestowała dziewczyna.
-Żebym nie przypomniała, kto wczoraj krzyczał w nocy ze strachu.- wytknęła jej Lola.
-Myślałam, ze to jakiś włamywacz.- usprawiedliwiała się Carolina.
-Tak czy owak, dla mnie te cale przelewy są mocno podejrzane. Ciekawe, komu chce się sponsorować hazardzistkę. Trochę to niewychowawcze. Powinna wziąć się do uczciwej pracy, zamiast wycierać po kasynach za pieniądze niewiadomego pochodzenia. Nie zostawię tak tego i dowiem się prawdy.- postanowiła dziewczyna.


-Cóż sprowadza księżniczkę w nasze skromne progi.- Bruja uśmiechnęła się na widok Marii Magdaleny.
Dziewczyna jak zwykle weszła bez pukania i usiadła na stołeczku, zajmując kobiecie miejsce.
-Cieszę się, ze mój tron przypadł panience do gustu.
-Jezuu, jaka ty jesteś beznadziejna, starucho. Zmień lepiej płytę.- warknęła Maria.-Nic ci się nie stanie, jak sobie postoisz. Przyszłam, bo zostałam zaproszona na kolacje do Oscara Montalves.
-No no no.- Bruja zagwizdała z zadowolenia.- Słyszała pani.- zwróciła się do Senory.- Star zaprosił naszą dziewczynkę na kolacje. Będzie zabawa.
W oczach Senory pojawił się błysk.

Odcinek dwudziesty trzeci

-I jeszcze raz. W jaki sposób masz wejść do pokoju?
-Powtarzam to już tysięczny raz, nie możemy przejść do czegoś nowego?- spytała zniecierpliwiona Maria Magdalena.
-Senora kazała to przećwiczyć i po jej minie widzę, ze nie jest usatysfakcjonowana. Chyba zależy ci, żeby zrobić dobre wrażenie na ojcu Cesara?.- spytała retorycznie Bruja.
-No tak.- odparła dziewczyna.- A wiec wchodzę.
Senora zdegustowana pokręciła głową.
-Źle, źle źle.- skomentowała stara.- Wyglądasz, jakbyś zjadła cytrynę i gibiesz się jakoś dziwne na boki.
-Te buty mnie cisną.- poskarżyła się Maria.
-Trudno. Musisz pocierpieć, jeśli chcesz olśniewać.
-Wam dwóm nie pomogłoby nawet przypalanie rozżarzonym żelazem.- mruknęła brunetka.
-Te, pani mądralo, skoro wszystkie rozumy pojadłaś, to pokaz co potrafisz i powal nas na kolana.
Maria Magdalena po raz kolejny weszła do chatki.
Senora wezwała Bruję do siebie i podała jej kartkę.
-a tej znów cos nie pasuje?
-Senora pokaże ci, jak to powinno wyglądać.
-To chyba jakiś żart.- zaśmiała się niepewnie Maria.
Kobieta wstała ostrożnie z bujanego fotela i z pomocą Brujy wyszła z pomieszczenia. Po chwili weszła i Marii Magdalenie zaparło dech w piersiach, gdyż zobaczyła dumna, promieniejąca kobietę o królewskiej postawie i pałających oczach. Cala ta aura sprawiła, ze wydawała się niemal piękna, mimo bandaży okrywających jej twarz. Na ustach Senory igrał nieodgadniony uśmiech, nadający jej wyraz twarzy psotnego elfa.

-Wybierasz się gdzieś?- Tatiana weszła do pokoju i zastała swoja koleżankę przed lustrem, przymierzającą elegancka sukienkę.
-Tak, ojciec Cesara chce mnie poznać.- odpowiedziała Maria, obrysowując oko ciemną kreską.
-Jaka piękna suknia, gdzie ja kupiłaś?
-Dostałam.- odparła zagadkowo dziewczyna.
-Cesar musi cię chyba bardzo poważnie traktować, skoro postanowił przedstawić cię swojemu ojcu.
-Bardzo prawdopodobne.
-A ty?
-Co ja?- Maria odpowiedziała pytanie na pytanie.
-Czy traktujesz go poważnie?
-Masz jakieś wątpliwości?
-Tak tylko pytam.- usprawiedliwiała się Tania.
-Idiotyczne pytanie.- prychnęła Maria Magdalena. Pomóż mi lepiej zapiąć łańcuszek.

Oscar Montalves siedział na kanapie i nieuważnie przeglądał gazetę, oczekując przybycia kobiety, która skradła serce jego synowi. Czy będzie podobna do......? „Co za głupie myśli lęgną się w mojej głowie”- pomyślał. Odłożył gazetę i poprawił świecznik, który stal o milimetr za bardzo w prawo. Wciąż czegoś mu brakowało. Podszedł do adapteru i nastawił płytę. Doskonale. Piękne dźwięki stanowiły idealna oprawę do takiego wieczoru. Z uczucia błogości wyrwał go dzwonek do drzwi.

Odcinek dwudziesty czwarty

Do hallu wkroczyła piękna dziewczyna. Wysoko upięte kruczoczarne włosy odsłaniały jej łabędzią szyję. Czarne oczy były pełne blasku, a z twarzy bilo poczuciem pewności siebie i silą charakteru.
-Maria Magdalena del Esperanza.- powiedziała niskim głosem i wyciągnęła dłoń w kierunku Oscara.
Wiedziony nagłym impulsem, ujął delikatnie jej dłoń i złożył na niej pocałunek. Ręka dziewczyny lekko zadrżała.
-Oscar Montalves, milo mi panią gościć w mym domu.
Maria zaśmiała się perliście.
-Jak oficjalnie. Proszę mi mówić po imieniu.
Ten śmiech... Bardzo mu kogoś przypominał. Ten filuterny, zadziorny śmiech... Słodki i pikantny jednocześnie..
-Tato?- poczuł na sobie pytający wzrok syna.
-Przepraszam, zamyśliłem się.- ocknął się Oscar.- Przejdźmy do jadalni.

Stara Bruja usiadła na zydelku i obierając ziemniaki, mówiła do Senory, właściwie nie oczekując odpowiedzi.
-Ciekawe, jak sobie poradzi? Tyle z panią ćwiczyła, ale nie wiadomo, ile zostało w tej szalonej główce. Oby tylko niczego nie popsuła swoja popędliwością. Od tego spotkania zależy tak wiele...
Senora patrzyła nieobecnym wzrokiem w przestrzeń.
-ale musze przyznać, ze zaskoczyła mnie pani tym wejściem. To było coś. Młoda postawiła oczy w słup, jak panią zobaczyła. Mam nadzieje, ze zrobi podobne wrażenie na..- kobieta na fotelu zmroziła ja wzrokiem.- Przepraszam, zapomniałam, ze nie można wypowiadać jego imienia. Może lepiej postawie karty.

-To smutne, ze nie znasz swoich rodziców. - stwierdził Oscar Montalves, wysłuchawszy opowieści dziewczyny.- Pewnie byliby dumni z takiej córki.
-Mam nadzieję.- odparła skromnie Maria Magdalena, a Cesar przypomniał sobie ich rozmowę o jej rodzicach i zdziwiła go ta odpowiedz.
-Piękna i skromna, mój syn naprawdę trafił na wyjątkową kobietę. Słyszałem, ze interesujesz się psychologia.
-O tak, psychologia to moja pasja. To fascynujące, jak na pozór nieistotne czynniki kształtują nasza osobowość. Jak cienka granica dzieli osobę w pełni władz umysłowych od człowieka chorego psychicznie.
-Przyznam, ze mnie to zawsze trochę przerażało. Tym bardziej podziwiam, ze tak delikatna istota jak ty interesuje się tak poważnymi tematami.
-Ktoś musi badać tych biednych ludzi w szpitalach.- odpowiedziała Maria, a Oscar pokiwał głową z aprobatą. Nagle przez jego głowę przebiegło kilka obrazów. Widział ogień i krew, słyszał krzyki pełne cierpienia, namiętne jęki kobiety, przekleństwa i szyderczy śmiech. Zbladł i osunął się na krześle.
-Wszystko w porządku?- ujrzał przed sobą zatroskane oczy Marii Magdaleny i poczuł ciepło jej oddechu. –Proszę się tego napić.- podała mu szklankę wody.

Odcinek dwudziesty piąty

Maria Magdalena obudziła się niezwykle zmęczona. Z trudem otworzyła oczy i oślepiło ja światło padające z okna.
- Mogłabyś zasłonić?- poprosiła koleżankę.
-Nie ma sprawy.- Tatiana zaciągnęła zasłonę.- Źle się czujesz?
-Yhm.- mruknęła Maria
-Jak było wczoraj? Kolacja się udała? Jaki jest ojciec Cesara?
-Ależ ty jesteś ciekawska.- zaśmiała się dziewczyna.- Jego ojciec jest bardzo charyzmatycznym i przystojnym mężczyzna.
-Tak sobie właśnie wyobrażałam. Pewnie mają wielki, piękny dom.- westchnęła Tania.
-Do najbiedniejszych nie należą, to fakt, chatę maja wywalona w kosmos. Ale czegoś tam brakuje.
-Pewnie kobiety.- domyśliła się Tatiana.

Oscar wciąż miał przed oczyma twarz Marii Magdaleny i nie potrafił się pozbyć tego obrazu. Nie potrafił albo nie chciał. Kim była ta dziewczyna o zagadkowym uśmiechu? Dlaczego napotkał ja na swej drodze? Wiele kobiet, mających być remedium na poczucie pustki, które go ogarniało, przewinęło się przez jego łóżko. Jako przystojny, zamożny i poważany mężczyzna bez problemu uwodził nawet młode dziewczyny, rówieśniczki Cesara. Żadnej jednak nie udało się zagrzać długo miejsca u jego boku, najwymyślniejszymi erotycznymi sztuczkami nie wywarły na nim takiego wrażenia, jak Maria Magdalena, podająca mu szklankę wody.

-Mogłabyś się związać ze starszym facetem?- spytała Lola gryząc marchewkę.- Oglądałam taki film i tam młoda dziewczyna się zakochała w takim facecie.
Carolina odłożyła książki i zastanowiła się przez chwile.
-Sama nie wiem. Może gdybym się zakochała. Ale pewnie mama by się an to nie zgodziła.
-Jakby ja to obchodziło. Jeszcze by się ucieszyła, bo mogłabyś wyciągać kasę od swojego kochasia.
-No co ty!- oburzyła się dziewczyna.- Przecież to obrzydliwe!
-Przecież nie mowie, ze sama bym tak zrobiła, tylko ona. Ja to bym z takim starym bardzo nie mogła być, ale z takim starszym trochę to tak. Podoba mi się nawet taki jeden.
-Tak?. A kto to?- zainteresowała się siostra.- Znam go?
-Nie mogę powiedzieć.- Lola zrobiła tajemnicza minę.- Może kiedyś się dowiesz. Jest bardzo przystojny i inteligentny, jakby dla mnie stworzony.
-No weź, powiedz, nie bądź taka.- prosiła Carolina.
-Dowiesz się w swoim czasie.- odparła siostra i poszła do salonu oglądać telewizję.

Odcinek dwudziesty szósty
„Szachy to gra ucząca cierpliwości. Każdy ruch musi być dokładnie przemyślany, inaczej może doprowadzić do rychlej przegranej. Równie istotna jest ciągła obserwacja ruchów przeciwnika, gdyż uśpienie czujności może być fatalne w skutkach. Dlatego szachy nie są rozrywka ludzi małych.”
-Caro, mamy może w domu szachy?- Lola odłożyła gazetę i spojrzała pytająco na siostrę.
-Chyba nie. Mama nie wygląda mi na taka, co grywa w szachy.
-Prędzej znajdziemy w domu ruletkę.- zgodziła się dziewczyna. –Pograłabyś ze mną w szachy, gdybym je kupiła?
-Nie umiem w to grac.
-Ja tez. Nauczyłybyśmy się obie.- stwierdziła Lola.
-A co cię napadło na te szachy.- zainteresowała się Carolina.- dotychczas lubiłaś tylko gry komputerowe.
-Po prostu dorastam. Kształtuję swoja osobowości potrzebuje pożywki dla mojego intelektu.
Siostra wybuchła śmiechem.
-Co cię tak śmieszy?- spytała urażona Lola.- Myślisz, ze jak nie siedzę z nosem w książkach, jak ty, to nie jestem inteligentna? Wiedze można zdobywać na różne sposoby.
-No już dobrze, dobrze, nie obrażaj się. Powiedziałaś to w tak zabawny sposób, ze nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
-To jak, pograsz ze mną?- spytała jeszcze raz siostra.
-Dobrze.- zgodziła się Caro.

Oscar siedział w fotelu w gabinecie i rozmyślał tak intensywnie, ze nie zauważył wchodzącego Cesara. Chłopak przez chwile przyglądał się nieobecnemu ojcu i w końcu chrząknął.
-Wybacz, ze cię nie zauważyłem.- przeprosił go Oscar.
-Masz jakiś problem tato? Od kilku dni chodzisz jak nieprzytomny.
-Nie synku, wszystko w porządku.- uspokoił go ojciec.
-A może się zakochałeś?- zaśmiał się Cesar.
-Skąd taki szalony pomysł?- zaprzeczył gwałtownie mężczyzna.
-Tylko żartowałem, nie denerwuj się tak.- uspokoił go chłopak.
-Musze jechać na miasto, przypomniałem sobie, ze mam cos do załatwienia na mieście.- oświadczył ojciec.
Po jego wyjściu Cesar pomyślał, ze tata nie mówi mu całej prawdy. Cos go dręczyło, ale co to mogło być.

Maria Magdalena postanowiła wybrać się do chatki dwóch wiedźm, bo denerwowało ja ich milczenie. Wykonała zadanie, wiec nie powinny jej tak lekceważyć. Gdy weszła do pomieszczenia, ujrzała dwie kobiety przy partii szachów. Twarz Brujy, w wątłym świetle padającym z naftowej lampki, wydawała się trupio blada, a oczy Senory dziwnie zapadnięte. Gra odbywała się w kompletnym milczeniu.
-Prawie jak w „Siódmej pieczęci”.- skomentowała, próbując zachować fason, gdyż w głębi duszy ten widok wydal się jej przerażający.- Tylko która z was jest kostuchą?
Odpowiedziała jej cisza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Notecreo dnia 12.11.2008, Śro, 16:24, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 48 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: La mujer

PostWysłany: 12.11.2008, Śro, 16:26    Temat postu:

Odcinek dwudziesty siódmy
Maria Magdalena stała przed kobietami, a ich oddechom wtórowało jedynie monotonne tykanie zegara, odmierzającego czas poszczególnych ruchów. W końcu dziewczyna strąciła cierpliwość.
-Głuche jesteście, czy co? Mogłybyście mi łaskawie odpowiedzieć, a nie zgrywacie jakieś nieme kino.
Bruja spojrzała na nią z pogarda i rozbawieniem jednocześnie.
-Szczekasz jak mały piesek. Udajesz taka groźną, a tak naprawdę się nas boisz.
-Tez mi cos.- prychnęła Maria.-Was? Dwóch obłąkanych bab?
-Skoro uważasz nas za wariatki, to po co tu przychodzisz?
-Nie twoja sprawa!- ucięła rozmowę brunetka.- To jak, powiecie mi, kim była moja matka?
-Nie tak szybko, jeszcze nie nadszedł czas.
-Jak to? Miałyście mi to wyjawić, gdy zgodzę się współpracować.
-A czy ktoś obiecywał, ze współpraca będzie obejmować jedynie towarzyską kolacje? O nie, przed tobą jeszcze sporo do zrobienia.
Maria Magdalena z gniewu tupnęła noga.
-W co wy pogrywacie, wiedzmy?
-Mamy dla ciebie kolejne zadanie. Polecisz do Kolumbii i odbierzesz stamtąd przesyłkę.
-A jak nie?
-To nie poznasz sekretu.
Zrezygnowana dziewczyna niechętnie przystała na te warunki i Bruja wtajemniczyła ja w szczegóły planu.

Cesar zmierzał właśnie w stronę uczelni, gdy usłyszał, ze ktoś go wola. Nie musiał nawet odwracać głowy, by rozpoznać glos. Za chwile dopadł go zziajany Diego.
-Uff, ale się zmęczyłem.
-Musisz popracować nad forma.- stwierdził uszczypliwie Cesar.- Wciąż tylko rozbijasz się samochodem, a to niezdrowe dla kondycji. Niedługo będziesz jak flaczek.
-Spokojna twoja rozczochrana. Kobitki nie pozwolą mi stracić formy.- uśmiechnął się obleśnie.
-Jesteś obrzydliwy. Kobiety to nie siłownia.- oburzył się młody Montalves.
-Ja tego nie powiedziałem. A propos, to chyba przydałoby ci się małe barabara.
-Nie chcę o tym rozmawiać.
-Jakiś ty przeczulony na tym punkcie. Czyżby twój tata zabronił ci się spotykać z Maria Magdaleną?
-Wprost przeciwnie, jest nią oczarowany.
-Szkoda. Myślałem, ze to rozsądny facet, widocznie jednak MM każdego potrafi owinąć sobie wokół palca. Dobrze, ze ja jestem odporny na jej uroki.
-Czy ty musisz wiecznie ją atakować?
-Nie atakuje, tylko stwierdzam fakty. To nie jest kobieta dla ciebie. Zaufaj mi.
-Nie potrzebuje twoich rad.- obruszył się Cesar.- Pozwól, ze sam pokieruje swoim życiem.
-Jak chcesz. –poddał się Diego.- Kiedyś przyznasz mi racje.

Lola zawsze lubiła oglądać samoloty. Często jeździła na lotnisko i wpatrywała się w wielkie, łatające maszyny, z nadzieja, ze któregoś dnia jedna z nich wywiezie ja daleko stad, z dala od problemów codziennego życia. Robiła zdjęcia ludziom kręcącym się po terminalu i dorabiała im życiorysy. To było takie fascynujące. Poważny pan w okularach z rogowymi oprawkami stawał się groźnym mafioso, a stateczna dama była kurtyzaną, która pragnie ukryć swą niechlubną przeszłość.
„Pasażerowie czekający na lot nr. 312 proszeni są o zgłoszenie się do odprawy”- na ten komunikat z ławki poderwała się piękna, czarnowłosa dziewczyna. Skąpe ciuszki podkreślały jej świetną figurę, ale w twarzy miała cos odpychającego. Pospiesznie ruszyła w kierunku bramki i zderzyła się z nadchodzącą z naprzeciwka kobieta. Lola otworzyła szeroko oczy, ponieważ obie dziewczyny były identyczne. Bez namysłu wyciągnęła aparat i zrobiła im zdjęcie.


Odcinek dwudziesty ósmy

Cesar Montalves dal się wyciągnąć przyjacielowi na imprezę. Miał zamiar spędzić wieczór w domu, jednakże Diego jak zawsze dopiął swego. Stal właśnie przed bankomatem, gdy mignęła mu znajoma postać. Serce zabiło mu dwa razy szybciej i impulsywnie podbiegł do dziewczyny i chwycił za ramie. Odwróciła się i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
-O co chodzi? Zbierasz na biednych?
-Mario, co ci się stało?- wyjąkał Cesar, niczego nie rozumiejąc.
-Jaka Mario? Musiałeś mnie z kimś pomylić chłopcze.- zaśmiała się dziewczyna.- Ale nic nie szkodzi, możemy się zabawić. Wyglądasz na niezłego ogiera.
Cesar stal jak wmurowany i z niedowierzaniem wpatrywał się w Marie Magdalenę.
-No co tak stoisz i się gapisz? Nie mam dziś planów na wieczór, a ty jesteś fajnym ciachem, wiec możemy się dogadać.- mruknęła zachęcająco czarnowłosa piękność i przesunęła palcem po jego wargach.- To jak, wchodzisz w to?
-Chyba pomyliłem cię z kimś innym.- stwierdził zakłopotany chłopak.
- Twoja strata.- rzuciła obojętnie dziewczyna i znikła w ciemnej uliczce.
-Co, MM cię spławiła?- spytał Diego, któremu wreszcie udało się wypłacić pieniądze.
-To nie była ona.
-Jak to nie ona. Może ma siostrę bliźniaczkę?- zakpił przyjaciel
-Sam nic z tego nie rozumiem.- przyznam Cesar.- Chodźmy lepiej na imprezę.


Kiedy samolot wylądował, Maria Magdalena stwierdziła, ze latanie raczej nie stanie się jej hobby. Zdecydowanie wolała twardo stąpać po ziemi, niż zdawać się na łaskę latającej maszyny. Przeciągnęła się, aby rozprostować kości i wyciągnęła z kieszeni kartkę, którą dostała od Senory. Była już śpiąca i postanowiła znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogłaby się przespać. Kupiła w kiosku plan Bogoty i mały soczek. Poszła na przystanek i wsiadła do autobusu jadącego w stronę centrum. Rozglądała się właśnie w poszukiwaniu wolnego miejsca, gdy jakaś szatynka z kręconymi włosami podeszła do niej i zaczęła krzyczeć.
-Ty suko. Myślisz, ze zatrzymasz nasz dom? Nic z tego! Nie pozwolę na to, przekonasz się, do czego jestem zdolna!
-Idź się leczyć kobieto.- odparła Maria.- Nie wiem o czym mówisz.
-Nie udawaj Mariano, dobrze wiesz. Odebrałaś mi wszystko, ale ja się zemszczę, rozumiesz dziwko?
Maria Magdalena postanowiła zignorować intruzkę, która chwyciła ja za ramie i sączyła do ucha jakieś groźby. „Ta Kolumbia to kraj wariatów.”- pomyślała.- „Trzeba było wziąć taksówkę, a nie narażać się na napady schizofreniczek.”. Wyszarpnęła się z uchwytu kobiety i zaczęła przepychać w stronę wyjścia.
-Jeszcze się zobaczymy Mariano!- krzyknęła za nią wariatka
„W twoich snach”- odpowiedziała jej w duchu Maria i wysiadła.

Odcinek dwudziesty dziewiąty

Cesar i Diego bawili się razem do północy, ale temu pierwszemu nie dopisywał humor i postanowił wrócić wcześniej do domu. Diego natomiast nie zamierzał odpuścić sobie zabawy, tym bardziej, iż wokół kręciło się wiele atrakcyjnych i samotnych kobiet, które patrzyły na niego z wyraźnym zainteresowaniem. Wtem do klubu weszła Maria Magdalena, skupiając na sobie pożądliwe spojrzenia mężczyzn. Kręcąc biodrami podeszła do baru i zamówiła drinka. Usiadła na wysokim stołku, zakładając nogę na nogę tak, iż bez problemu można było ujrzeć krój jej bielizny. Duszkiem wypiła alkohol i zaczęła rozglądać się po Sali. Jej wzrok spoczął na Diegu. Nie zapraszana przesiadła się do jego stolika.
-Można?- spytała.
-A siadaj sobie gdzie chcesz.- odparł obojętnie mężczyzna.
-Cos ty taki oschły?- dziewczyna zaczęła się przymilać.
-Kobieto, czy ty masz szczyptę godności? Doskonale wiesz, co o tobie sadze, a swoim zachowaniem tylko potwierdzasz moje obiekcje.
-O co ci chodzi?
-O to, jak postępujesz z Cesarem.
-Jakim Cesarem?
-Już o nim zapomniałaś?
-Zadajesz mi za trudne pytania. Może lepiej postawisz mi kolejkę. Szczerze mówiąc, jestem spłukana. Nie martw się, odwdzięczę ci się. – sięgnęła dłonią w kierunku jego spodni.
-Zwariowałaś.- szepnął zmieszany Diego.- co ty wyprawiasz?
-Będzie ci dobrze, zobaczysz. Nikt się o niczym nie dowie.- kusiła kobieta.
Diego wstał i zamówił dwa drinki.

Senora siedziała w fotelu, pogrążona w drzemce, podczas gdy Bruja stawała tarota. Mrucząc pod nosem układała karty w równych rządkach i ze skupieniem przypatrywała się widniejącym na nich symbolom.
-Coś się tu nie zgadza.- kręciła z niedowierzaniem głową.- Obraz Marii Magdaleny jakby się rozdwaja. Nie wiem, co to może oznaczać?
Kobieta w masce obudziła się i spojrzała na nią z uwagą.

Motel, w którym Marii Magdalenie przyszło spędzić noc, nie odznaczał się wysokim standardem. Światło latarni wpadało do pokoju przez połamane żaluzje, na podłodze leżał wyliniały dywan, dookoła unosił się smród szczurzych odchodów. Dziewczyna wzdrygnęła się i bacznie sprawdziwszy wszelkie kąty, usiadła na brzegu łóżka. Na ulicy ktoś śpiewał chrapliwym głosem, po chwili od adresem domorosłego artysty poleciały wyzwiska.
-No to sobie pospalam.- stwierdziła z niezadowoleniem Maria.
Wyszła na korytarz i wrzuciła kilka monet do automatu telefonicznego. Wyjęła z kieszeni kartkę, wykręciła numer i po kilku sygnałach usłyszała męski, zaspany glos.
-Słucham.
-Dostałam twój numer od moich znajomych. Podobno masz mi cos przekazać.
-Że co? Aaa, ty jesteś ta dziewczyną. – przypomniał sobie chłopak.
-Czy możemy się spotkać jeszcze dziś?
-Ale przecież jest tak późno.
-Nie chce mi się tracić czasu. Będę u ciebie za 45 minut.- Maria Magdalena odłożyła słuchawkę.

Odcinek trzydziesty
Ulice Bogoty z wolna pustoszały i tylko od czasu do czasu słychać było jeszcze czyjeś pijackie bełkoty. Maria Magdalena otuliła się mocniej sweterkiem i przyśpieszyła kroku. Wkrótce dotarła do domu, którego adres podała jej Bruja. Zapukała niecierpliwie i po chwili drzwi otworzył jej młody chłopak,. W słabym świetle żarówki dostrzegła, ze był nawet przystojny, lecz jednocześnie jakiś dziwny i zahukany. Spojrzał na nią z wyraźnym zdziwieniem.
-To ty?
-Co ja?
-Miała tu przyjść jakaś obca dziewczyna, ale widzę, ze to ty.
-Nie wiem jak ty, ale ja cię pierwszy raz w życiu widzę.- stwierdziła dziewczyna.
-Co to za gra? Przecież dobrze się znamy.
-Czegoś tu chyba nie rozumiem.- przerwała mu Maria Magdalena.- Pierwszy raz w życiu jestem w tym mieście, a już druga osoba twierdzi, z e mnie zna. O co w tym wszystkim chodzi.
-Przecież ty jesteś Roxana.
-Mariana, Roxana, czy wyście poszaleli? Zdecydujcie się chociaż na jedną wersję. Jestem Maria Magdalena del Esperanza.- zdenerwowała się dziewczyna.- A teraz daj mi lepiej to, po co tu przyszłam, bo nie chce mi się tracić czasu na jałowe gadki.
Skonfundowany chłopak posłusznie poszedł po pakunek.
-Jak ci na imię?- spytała MM.
-Saul.
-No, wreszcie się przedstawiłeś.- dziewczyna obracała pakunek ze wszystkich stron.
-Masz to otworzyć.- powiedział Saul.
-Skąd wiesz.
-On mi to powiedział.
-Jaki on?- zdziwiła się Maria Magdalena.
-Nieznajomy mężczyzna. Podszedł do mnie na targu i przekazał mi to.
-Dziwne.- mruknęła do siebie brunetka i otworzyła paczkę. Znalazła w niej jedwabny szal i karteczkę. Rozpoznała na niej pismo Senory. Napis głosił „Zabij go”, a strzałeczka wskazywała dokładnie na Saula.

Diego obudził się w środku nocy i poczuł jakieś cieple kobiece ciało. Wiedziony nagłym przeczuciem zapalił światło. To nie był sen. Maria Magdalena leżała tu w jego łóżku, zupełnie naga. Co on najlepszego zrobił? Niezwłocznie zaczął potrząsać śpiącą dziewczyna.
-Co ci odbiło, przecież jest środek nocy- spytała półprzytomnie.
-Dla ciebie już koniec.- warknął mężczyzna.- Zmywaj się stad i to już.
-A ciebie co ugryzło? Jeszcze nie tak dawno wydawałeś się zadowolony.
-Zamkniesz się w końcu. Ubieraj się i wynos jak najszybciej.
-Dupek.- zdenerwowała się dziewczyna i trzasnęła go w twarz.

Na lotnisku w Bogocie pojawiła się czarnowłosa dziewczyna. Wyglądała na bardzo zdenerwowana.
-Kiedy odlatuje najbliższy samolot do Limy?
--Za półtorej godziny.
-Poproszę bilet.
Młoda kobieta zapłaciła i usiadła na ławce, co chwila spoglądając na zegarek.

Odcinek trzydziesty pierwszy

Diego przywitał poranek z mrokiem w sercu. Wciąż nie mógł zrozumieć, jak mogło dojść do tej nocy. Przeklętej nocy. Jak miał po tym wszystkim spojrzeć w twarz Cesarowi? Nie mylił się w swych podejrzeniach odnośnie MM, ale nie mógł wyznać przyjacielowi prawdy. Znalazł się w pułapce.

Na ranem samolot, którym podróżowała Maria Magdalena wylądował w Limie. Dziewczyna pierwsze kroki skierowała do pueblo joven. Dwie kobiety jeszcze spały, ale bez skrupułów wyrwała je ze snu głośnym pukaniem.
-Już idę, już idę.- usłyszała zrzędliwy glos starej.- Witam panienkę w naszych skromnych progach.
-co wy znowu wymyśliłyście?- zapytała dziewczyna.
-wykonałaś zadanie?.- weszła jej w słowo Bruja.
-Tak.- odparła Maria.- Chociaż nie rozumiem, po co kazałyście mi tak ryzykować. Ktoś mógł mnie przyłapać.
-Zuch dziewczyna. -pochwaliła ja Vieja.- Senora jest z ciebie dumna.
Maria Magdalena napotkała pełen aprobaty wzrok kobiety i przeszedł ja dreszcz, będący mieszanka strachu i zadowolenia.

-Popatrz, one są identyczne.- Lola z przejęciem pokazywała siostrze zdjęcie zrobione na lotnisku.
-Pewnie to siostry bliźniaczki.
-To nie są siostry.- upierała się dziewczyna.- one się nie znają.
-Nawet jeśli masz racje, to co z tego.- wzruszyła ramionami Carolina.
-Jejku, nie masz w sobie za grosz wyobraźni. To bardzo tajemnicza historia. Może zostały sklonowane?
-Sama jesteś klon.- roześmiała się Caro.
-Ja tak tego nie zostawię.- stwierdziła niezrażona Lola. – przygoda puka do moich drzwi i musze jej otworzyć. I chyba wiem, kto pomoże mi w rozwikłaniu tej tajemnicy.

To był jeden z nielicznych momentów trzeźwości Barbary Sanchez. Nienawidziła tych chwil. Czuła się taka słaba w konfrontacji ze strasznymi obrazami z przeszłości. Potwory wyczekiwały tych momentów i wypełzały z mrocznych zakamarków jej mózgu. „Zdrajczyni!”- krzyczały glosy w jej głowie. Nie mogła już tego dłużej znieść. Wyciągnęła schowana w szufladzie na bieliznę piersiówkę i pociągnęła z niej solidny łyk. Glosy jakby ucichły. Kiedy butelka opustoszała, nie było już przeszłości.


Odcinek trzydziesty drugi
Marco Hernandez pracował w redakcji Los escandalos od dwóch lat. Nie było to spełnieniem jego dziecięcych marzeń, ale rozumiał, ze od czegoś trzeba zacząć. Starał się wkładać w każdy artykuł i felieton cale swoje serce, z nadzieja, ze pewnego dnia zostanie zauważony. Zastanawiał się właśnie nad lidem artykułu, gdy program pocztowy zasygnalizował mu nadejście nowej wiadomości. Otworzył maila i zaczął czytać:
„Witam
Mam na imię Lola. Regularnie czytuje Twoje artykuły i uważam, ze masz wielki talent. Ostatnio dostrzegłam cos, co powinno cię zainteresować. Przesyłam zdjęcie. Jeśli chciałbyś się dowiedzieć czegoś więcej, spotkajmy się na Plaza Mayor pod pomnikiem. Dziś o 19. Pozdrawiam.”
Marco kliknął na załącznik i ujrzał zdjęcie dwóch identycznych kobiet. Ich twarz wydawała się znajoma. Poszperał w archiwum- okazało się ze któraś z nich ma niejasne powiązania z ofiarami tajemniczych morderstw, dokonanych w ostatnim czasie w Bogocie. Niezwłocznie zapisał w kalendarzu datę i miejsce spotkania z informatorką.

Było już późno. Maria Magdalena zaspała i teraz prędko dokonywała ostatnich poprawek makijażu. Z zadowoleniem spojrzała w lustro, wzięła książki i wyszła z akademika. W wejściu zderzyła się z Cesarem. Szybko przywołała na swoja twarz miły uśmiech. Chłopakowi zabłysły oczy.
-Musimy porozmawiać.- stwierdził.
Marie nieco zdziwił ton jego głosu, ale przezornie wolała nie zadawać pytań. Cesar trzymał ja za rękę tak mocno, jakby myślał, ze za chwile rozpłynie się w powietrzu. Przymknął oczy i odetchnął głęboko. Dziewczyna słyszała, jak mocno bije mu serce. Mężczyzna sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej pudełeczko. Klęknął przed Marią i łamiącym się z emocji głosem wyznał swa miłość. Opowiadał o snach, które zapowiadały jej przybycie, o swej samotności, o tym, jakim światłem stała się w jego smutnym życiu. Sławił jej urodę, inteligencje i dobroć. Maria Magdalena nie czuła nic oprócz lekkiego rozbawienia pomieszanego z zażenowaniem. Ta sytuacja była żywcem wycięta z jakiejś sentymentalnej romantycznej komedii, w sam raz dla Tatiany. Słowa Cesara wpadały jej jednym uchem, a wypadały drugim. W końcu potok słów urwał się i oczom dziewczyny ukazał się pierścionek z imponującym brylantem. Tym razem to jej oczy zaświeciły się, odbijając jego blask. Jak przez mgle usłyszała pytanie „Czy zostaniesz moja żoną?” i nie wiele myśląc, zgodziła się. One tego oczekiwały. Przed oczami widziała nie rozpromieniona twarz Cesara, a dwie dziwaczne kobiety siedzące w ponurym pokoju, uśmiechające się złowieszczo.


Odcinek trzydziesty trzeci
Zapadał zmierzch. Marco Hernandez czekał pod pomnikiem już piętnaście minut, a dziewczyny jak nie było, tak nie było. W duchu przeklinał siebie za łatwowierność. Jakaś gówniara pewnie robi sobie jaja, a on jak głupi włóczy się po mieście, zamiast siedzieć w domu i pisać artykuł. Właśnie miał iść, gdy zauważył biegnącą dziewczynę. Była bardzo młoda, musiała jeszcze chodzić do szkoły średniej. Widać było, ze cala drogę utrzymywała te samo tempo.
-Przepraszam za spóźnienie.- wydyszała.- Mama wróciła i musiałam się nią zająć.
Mężczyzna nie za bardzo rozumiał, dlaczego taka dziewczynka miałaby zajmować się matka, ale uznał, ze to nie jego sprawa.
-Nazywam się Marco Hernandez, ale chyba już znasz moje imię.
-Oczywiście.- dziewczyna uśmiechnęła się do niego.- Lola Sanchez, do usług.
-Gdzie zrobiłaś te zdjęcie?- zapytał bez ogródek.
-Na lotnisku. Lubię tam sobie chodzić i robić zdjęcia przypadkowym ludziom, Potem w domu siadam sobie i układam o nich historie. Ostatnio wymyśliłam sobie…
-Czy mogłabyś mi pokazać te zdjęcie?- przerwał jej Marco.
Lola zaczęła grzebać w plecaku i wyciągnęła z niego kopertę. Podała dziennikarzowi odbitkę.
-Hm, ciekawe…nie wygląda mi na fotomontaż. Kiedy zrobiłaś te zdjęcie?
-12 grudnia.
-O ile mnie pamięć nie myli, dzień później zdarzyło się to morderstwo.- mężczyzna mówił sam do siebie.
-Jakie morderstwo?- zainteresowała się Lola.
Marco zganił się w myślach za długi język.
-Tajemnica zawodowa.- odpowiedział.
Mina Loli wydłużyła się.
-Myślałam, ze jesteśmy wspólnikami.- westchnęła zawiedziona.
-Słuchaj dziewczynko, jestem ci bardzo wdzięczny za informacje, ale jesteś zbyt młoda, żeby pakować się w niebezpieczne sytuacje.
-Jestem w odpowiednim wieku.- upierała się dziewczyna.- Proszę, powiedz mi, co to za kobiety.
-Nie ma mowy.- Marco był nieubłagany.
-Dobrze. W takim razie, czy wtajemniczysz mnie, jeśli znajdę kolejny ślad?
Dziennikarz pomyślał, ze jest to wysoce nieprawdopodobne, aby takiej dziewuszce udało się tego dokonać.
-Zgoda. Jeśli znajdziesz cos wartościowego, napisz do mnie. Wtedy pomyślimy o współpracy.
Biedny mężczyzna- nie wiedział w co się pakuje.

-Ty!- Diego stanął przed Marią Magdalena, uniemożliwiając jej ominiecie go.
-Do mnie mówisz?- dziewczyna obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
-Tak, do ciebie. Słyszałem, ze przyjęłaś oświadczyny Cesara.
-A tobie co do tego?
-Masz z nim zerwać.- zażądał chłopak.
-Odbiło ci?- zdziwiła się Maria.- nigdy w życiu.
-Nie udawaj, ze go kochasz, bo ci nie uwierzę. Zależy ci tylko na jego kasie.
-Zamknij dziob.- przerwała mu brunetka.- nikt ci nie mówił, ze nieładnie jest wtrącać się w cudze sprawy? A może jesteś zazdrosny?
Diego zaśmiał się nieprzyjemnie.
-O taka wywłokę jak ty? Chyba śnisz.
Maria Magdalena bez wahania wymierzyła mu siarczysty policzek.
-Nie masz prawa tak o mnie mówić. Nie znasz mnie.
-Znam i to nazbyt dobrze, może już zapomniałaś tamta noc?
-Jaka noc? Cos obie chyba uroiłeś?
Chłopaka zastanowiło szczere oburzenie widniejące na jej twarzy. Czyżby naprawdę niczego nie pamiętała? Nie, to niemożliwe, laska po prostu była świetną aktorka.
-Ja tego tak nie zostawię.- rzucił za odchodzącą MM.- Uważaj.
„Raczej tobie radziłabym uważać, przyjemniaczku”- pomyślała Maria.- „Nie masz pojęcia, na co mnie stać.”

Odcinek trzydziesty czwarty
Dni mijały jak w kalejdoskopie. Przygotowania do ślubu dziedzica fortuny Montalves i nieznanej nikomu wcześniej Marii Magdaleny szły pełną parą. Przyszłą pannę młodą pochłaniały bez reszty przymiarki, wizyty w salonach odnowy biologicznej i potajemne wizyty u dwóch starych kobiet. Zaraz po ślubie miała się przeprowadzić do rezydencji swego teścia, który był zachwycony wyborem swego syna. Sam Cesar żył jakby we śnie. Kobieta jego marzeń miała być jego, jego już na zawsze. Jego szczęście mąciły nieco nienawistne i bezpodstawne ataki Diega pod adresem narzeczonej, lecz starał się je puszczać mimo uszu. Przyjaciel był pewnie zazdrosny, ze to Cesar pierwszy stanie na ślubnym kobiercu. Zgodził się jednak być świadkiem na ślubie i postanowił urządzić młodemu Montalvesowi wieczór kawalerski z prawdziwego zdarzenia.

Maria Magdalena miała zgoła odmienne plany, dotyczące jej ostatniej panieńskiej nocy. Postanowiła ja spędzić w domu dwóch czarownic. Dość jej było obłudnych uśmieszków i udawania radości z powodu nadchodzącego ślubu, nie chciała kontynuować tej farsy również tego wieczoru. Szczerze mówiąc, rysująca się przed nią wizja współżycia z Cesarem napawała ja obrzydzeniem. Przewidująco zaopatrzyła się w tabletki antykoncepcyjne, gdyż nie miała zamiaru zostać matką. Dzieci. Wielkie halo. Małe, krzyczące pokraki. Kupki, zupki i wyrzynające się ząbki. Nikt nie wrobi Marii Magdaleny w pieluchy. Dziewczyna weszła do chatki na przedmieściach.
-Przyszła nasza panna młoda.- Bruja zaniosła się śmiechem, który brzmiał, jak skrzypienie zardzewiałej furtki.- Widzę, ten blask szczęścia w jej oczach.
-Ha ha ha, uśmiałam się do łez.- skwitowała ją Maria. – Może idź do kabaretu, bo twój talent komediowy się marnuje.
-Kabaret to będzie jutro w kościele.- odparowała stara.- Muszę to zobaczyć.
-Chyba nie zamierzasz iść na mój ślub?- spytała ostrzegawczo przyszła pani Montalves.- Goście uciekną, gdy cię zobaczą.
-Nie bój żaby, królewno, będę ostrożna. Potrafię się skradać jak cień.
-Przypominam sobie.- mruknęła dziewczyna.- Kiedyś mnie śledziłaś.
Senora przysłuchiwała się potyczkom słownym obu kobiet i w jej oczach można było dostrzec coś na kształt przebłysku humoru. Maria Magdalena zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, by ta żywa mumia miała kiedyś dom i rodzinę. Wydawała się tak oderwana od świata ludzi. Za tymi bandażami i maską skrywała swój sekret – Maria była pewna, ze któregoś dnia go pozna.

Zbliżała się godzina zamknięcia biblioteki. Lola nerwowo szperała w gazetach, ignorując znaczące spojrzenia stojącej nad nią bibliotekarki, która chciała już zakończyć pracę. Kim mogły być te kobiety? Która z nich miała związek z morderstwem? Praca detektywa to nie była tak łatwa, jak w filmach kryminalnych. Dziewczyna ziewnęła przeciągle i nagle jej wzrok padł na okładkę kolorowego magazynu. „Cesar Montalves, syn potentata finansjery Oscara Montalvesa na ślubnym kobiercu”- głosił tytuł; ilustrowało go zdjęcie młodego blondyna i kobiety z lotniska. „Mam”- krzyknęła ucieszona, aż bibliotekarka zwróciła jej uwagę.-„Teraz Marco będzie musiał wtajemniczyć mnie w sprawę”- dodała w myślach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 48 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: La mujer

PostWysłany: 12.11.2008, Śro, 16:27    Temat postu:

Odcinek trzydziesty piąty
Nadszedł dzień ślubu. W akademikowym pokoju Tatiana sznurowała gorset sukni swej współlokatorki, Marii Magdaleny. Przy drzwiach stały już dwie walizki, zawierające cały skromny dobytek dziewczyny.
-Wyglądasz bosko.-Tania spojrzała z podziwem na koleżankę.
-Czuje się jak jakaś cholerna beza.- skrzywiła się Maria.- Czemu suknie ślubne musza być białe? Czerń wydaje mi się daleko bardziej odpowiednia barwą dla tego typu uroczystości.
Tatiana nie rozumiała nastawienia przyjaciółki. Gdyby to ja czekało małżeństwo z Cesarem Montalvesem, nie posiadałaby się ze szczęścia. Maria Magdalena zaś sprawiała wrażenie, jakby robiła komuś łaskę, godząc się na ten ślub. Przed akademik zajechała limuzyna. Towarzyszył jej tłum mariachich, którzy wygrywali rzewne piosenki o miłości. Przyszła panna młoda włożyła dwa palce do gardła, imitując odgłos wymiotów.
-Co za kicz!- jęknęła.- Nie myślałam, ze będę musiała przeżyć takie upokorzenie.
Nie zważając na ciągnący się za nią tren, zbiegła prędko po schodach.
-Nie zmieniłaś butów!- krzyczała za nią Tania, dzierżąc w dłoni parę śnieżnobiałych pantofelków.
Mariachi nie posiadali się ze zdumienia, gdy ujrzeli kobietę w sukni ślubnej i kapciach, miotającą na nich stekiem przekleństw. Nie takiego powitania się spodziewali. Zdezorientowani, uznali, ze lepiej nie drażnić rozjuszonej dziewczyny i zaprzestali muzykowania.
Tatiana dogoniła koleżankę i wręczyła jej buty, po czym wsiadły do ozdobnego pojazdu i odjechały.

W zatęchłej chatce Bruja również stroiła się na ślub podopiecznej. Wygrzebała ze skrzyni jakąś przykurzoną koronkową sukienkę, która wyglądała, jakby została zrobiona z pociętej starej firanki. Włożyła ja i zaczęła się mizdrzyć przed lustrem, wzbudzając wesołość u Senory.
-Na pewno nie chce pani iść na te widowisko?- zapytała jeszcze raz stara.
Kobieta na fotelu pokręciła głową.
-Boi się pani, ze ktoś ją rozpozna? Nie ma obaw, nikomu nie przyszłoby do głowy, kim może pani być. Minęło tyle lat…
Senora spojrzała na Bruję ze złością.
-Przepraszam, już sobie idę. Wypije tylko małego na odwagę.- stara wyjęła zza pazuchy piersiówkę i pociągnęła solidny łyk. Otarła usta rękawem sukienki, znacząc na niej ciemne plamy i wyszła, śmiejąc się do siebie.

Cesar Montalves niecierpliwie oczekiwał na przybycie swej narzeczonej. Kołnierzyk cisnął go niemiłosiernie i było mu jakoś dziwnie słabo. „Nie mogę zemdleć”- pomyślał- „To by dopiero była sensacja dla prasy”. Przed kościołem zgromadził się tłum gapiów i papparazzich, przez który z trudem przeciskali się zaproszeni goście. Nagle otworzyły się drzwi w głównym portalu i do nawy wkroczyła Ona. Światło, padające z tylu, otaczało jej postać jak aureola. Włosy miała rozpuszczone, miękko spływające na jej nagie ramiona. Szła pod rękę z Oscarem, swym przyszłym teściem, który postanowił poprowadzić ją do ołtarza.

Maria Magdalena szła główną nawą z duszą na ramieniu.. Tak bardzo nienawidziła kościołów, tej dusznej atmosfery kadzidła pomieszanego z oddechami ludzi. oby ta szopka nie trwała zbyt długo. Pewnej otuchy dodawała jej obecność Oscara przy jej boku. To był prawdziwy mężczyzna. Nie tak, jak ten farbowany blondasek, który czekał na nią przy ołtarzu, z cielęcym zachwytem malującym się w oczach. Czemu wiedzmy wybrały akurat jego? Chyba chciały zrobić jej na złość. Dystans dzielący ją od narzeczonego zmniejszył się i, chcąc nie chcąc, musiała puścić koło ratunkowe i podać swą dłoń Cesarowi. Przywołała na swa twarz promienny uśmiech, który miał ukryć jej odrazę. Ksiądz rozpoczął ceremonię.

W bocznej kapliczce ukryła się obszarpana kobieta. Z zapartym tchem patrzyła na Marię Magdalenę i Cesara. „On wygląda zupełnie, jak jego ojciec w młodości”- pomyślała.-„Brak mu jednak jego pewności siebie. Gdyby Senora mogła go teraz zobaczyć…”

Ksiądz patrzył na Marię Magdalenę wyczekująco. ”Czego, do licha, ten starzec ode mnie chce?”- zastanawiała się dziewczyna. Nagle skojarzyła- nadeszła jej kolej wypowiedzenia przysięgi małżeńskiej. Tych słów, które nie miały dla niej żadnej wartości. „Może nie jest jeszcze za późno.”- pomyślała.- „Mam szansę się wycofać.”- Spojrzała na Cesara, który wyglądał na nieco zaniepokojonego. „Dobrze ci tak, naiwniaku”- szydziła w myślach.- „Denerwuj się, oblewaj zimnym potem! Najchętniej splunęłabym w tą twoją świętoszkowatą gębę!”. Nagle usłyszała czyjś ostrzegawczy, chrapliwy kaszel. Bruja. Ta stara spełniła swoją obietnicę i przyszła jej przypilnować. Marii Magdalenie nie pozostało nic innego, jak zacisnąć zęby i powtórzyć za duchownym słowa przysięgi.
-Ja, Maria Magdalena Esperanza biorę Ciebie, Cesara Montalvesa za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Ledwo wymówiła ostatnie słowo, w kościele rozległ się donośny huk. Oscar Montalves spadł z ławki i leżał nieprzytomny na posadzce, a wokół niego zebrał się tłum gapiów i dziennikarzy, którym udało się niepostrzeżenie wbiec do świątyni. Maria pochwyciła w ciemnym zakątku kościoła uśmiech starej wiedzmy, która puściła do niej oko.


Odcinek trzydziesty szósty
Szpital. Plastikowe ochraniacze na buty, zapach chloru, zimna biel ścian. Ta kombinacja zazwyczaj działa na ludzi przygnębiająco. Jednak nie na Marię Magdalenę. Dziewczyna siedziała na krześle, wpatrzona obojętnym wzrokiem w ścianę. To jej mąż powinien leżeć w szpitalnym łóżku, podłączony do tych wszystkich urządzeń. Mąż. To brzmiało tak obrzydliwie. Cesar czuwał przy ojcu. Lekarze nie mieli pojęcia, co mu się stało. Nie był to ani zawal, ani wylew. Nie miał żadnych obrażeń, poza kilkoma siniakami, będącymi wynikiem upadku. Wyglądało na to, ze doznał szoku, w wyniku którego stracił przytomność. Wszystkie funkcje życiowe były w normie. Utrzymywali go w stanie śpiączki farmakologicznej, aby dokonać kilku badań. Jednak silny organizm Oscara zniwelował działanie leków i mężczyzna obudził się:
-Co ja tu robię?- spytał zdziwiony.
-Tato, nie przemęczaj się.- poprosił Cesar.- Straciłeś przytomność i lekarze trzymają cię na obserwacji. – zaraz zawołam siostrę i da ci coś na sen. Powinieneś wypoczywać.
-Daj spokój, już dość sobie pospałem. Zepsułem ci ślub synu, tak mi wstyd.
-Ale..- żachnął się młody Montalves.
-Żadnych „ale”. Wychodzę ze szpitala, a ty biegnij do swojej żony.- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Cesar posłusznie opuścił posterunek przy łóżku i wyszedł na korytarz.
-I co?- spytała się Maria.
-Obudził się.- odparł chłopak.- On ma zdrowie jak koń. Tym bardziej nie rozumiem tego ataku.
-Ważne, ze dochodzi do siebie.- stwierdziła kobieta. Sama domyślała się, co stoi za tym nagłym niedomaganiem teścia, ale wolała nie wtajemniczać w to Cesara.

-Nie uwierzysz, co się stało.- Lola wpadła do pokoju jak bomba. –Byłam na ślubie Marii Magdaleny, wiesz, jednej z tych kobiet ze zdjęcia.
-Jakiego zdjęcia?- nie kojarzyła Carolina.
-No tych, z lotniska.
-Aaa.- przypomniała sobie dziewczyna.- Czy ty nie masz jakiejś obsesji na tym punkcie?
-To poważna sprawa.- odrzekła urażona Lola.- Wyobraź sobie, ze w trakcie przysięgi małżeńskiej teść panny młodej padł jak rażony piorunem.
-Zdarza się.- skwitowała Caro.
-Mówię ci, to nie było normalne. Ktoś za tym stoi już ja się dowiem kto.
-Obyś się tylko przy tym nie wpakowała w kłopoty. Nadmierna ciekawość bywa niebezpieczna.
-Spokojna twoja rozczochrana. Na mnie nie ma mocnych.-stwierdziła dumnie Lola.
Carolina westchnęła. Ileż to razy musiała wyciągać siostrę z tarapatów. Już w dzieciństwie mała Lolita lubiła wtykać swój nosek wszędzie tam, gdzie nie trzeba. Niestety, cecha ta nie zanikła jej z wiekiem. Mimo wszystko obie dziewczyny bardzo się kochały i wspierały nawzajem, gdyż nie mogły liczyć na swoja matkę.

Rodzina Montalvesów w komplecie powróciła do rezydencji. Oscar obruszał się, gdy syn próbował traktować go jak rekonwalescenta.
-Nie rób ze mnie kaleki.- mówił ze złością.- Nie chce, żeby ktoś się nade mną litował. Czuje się doskonale i nie ma powodu, żeby skakać wokół mnie jak wokół zgniłego jajka.
Cesar uśmiechnął się porozumiewawczo do Marii.
Udali się do pokoju na górze. Wyremontowany i wysprzątany, czekał na przybycie młodej pary. Pośrodku pyszniło się rozłożyste łoże z baldachimem. „Przynajmniej nie będziemy w nim na siebie wpadać.”- skonstatowała z zadowoleniem Maria Magdalena. Wszystko było w tonacji różu, co doprowadzało dziewczynę do mdłości. Zebrała się w sobie i zaczęła zachwycać się wystrojem.
-To był mój pomysł.- ucieszył się Cesar.
„Można się było tego domyślić”- mruknęła w myślach jego żona.
Usiadła na łóżku, zamknęła oczy i czekała na to, co stanie się dalej. Nie zamierzała mu niczego ułatwiać. Cesar nieśmiało usiadł obok niej i zaczął obsypywać jej szyje pocałunkami. Bliskość kobiety z jego snów wywarła na nim wielkie wrażenie. „Ona jest moja, moja”- powtarzał w myślach, upojony. Maria Magdalena natomiast leżała i trochę obojętnie poddawała się jego pieszczotom. „Jak to powtarzały kobiety w wiktoriańskiej Anglii?’- myślała z ironią- „Leż spokojnie i myśl o Królowej”.


Odcinek trzydziesty siódmy

Światło poranka wpadało do pokoju przez różowe zasłony. Maria Magdalena powoli otworzyła najpierw jedno oko, potem drugie. „Gdzie ja jestem?”- zastanawiała się, omiatając spojrzeniem pokój. Jej wzrok zatrzymał się na wpatrzonym w nią Cesarze.. na jego twarzy malował się cielęcy zachwyt.
-Czy przynieść mojej królewnie śniadanie do łóżka?- zapytał.
-Nie, dziękuję. Wole zjeść w jadalni.- odparła szybko jego żona. Nie zniosłaby ani minuty dłużej w jednym łóżku z tym człowiekiem. Na pozór żartobliwie wywinęła się z jego objęć i udała się do łazienki.

Oscar Montalves rozkoszował się poranną filiżanką kawy i francuskimi tarteletkami. Czul się doskonale, aż trudno było uwierzyć w to, że dwa dni wcześniej zemdlał na ślubie własnego syna. Ze strony schodów dobiegł go perlisty śmiech. Nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, kogo przybycie zwiastuje.
Jego synowa, promienna i uśmiechnięta, obdarzyła go całusem w policzek i usiadła naprzeciwko. Cesar wydawał się nieprzytomny ze szczęścia. Posolił herbatę i opluł nią obrus, wywołując salwy śmiechu wśród współbiesiadników. Maria Magdalena, pochłonięta rozmową z teściem, nieświadomie wystukiwała łyżeczką jakiś rytm.
Nagle oczy Cesara zaszły mgłą, głowa odchyliła się w tył. Całym ciałem mężczyzny wstrząsały drgawki. Zaniepokojony ojciec zerwał się z krzesła.
-Co ci jest?- próbował uspokoić syna.- Wezwij lekarza.- polecił Marii.- Numer telefonu jest zapisany w notesie leżącym przy aparacie.
Gdy mężczyźni zostali sami, młodszy z nich nagle zastygł w bezruchu. W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
-Czujesz to?- spytał ojca szeptem.- Coś się pali. Tak pachnie tylko zwęglone ciało.
Przechylił głowę w bok, jak ptaszek siedzący na gałęzi i nagle znów był tym zwykłym, spokojnym Cesarem.-
-Czemu mi się tak przyglądasz, tato? I gdzie się podziała Maria Magdalena?

-Możecie mi wytłumaczyć, co się tu dzieje?- spytała Maria Magdalena. Pod pretekstem wyjścia do apteki po leki uspokajające, wymknęła się do domku dwóch wiedźm.
-Spokojnie maleńka, wszystko w swoim czasie. Na razie ciesz się miodowym miesiącem.- uśmiechnęła się z pobłażaniem Bruja.
-Lepiej sobie ze mną nie pogrywajcie! Co wy sobie wyobrażacie, ze będę waszym pionkiem?! Nie ma mowy! Nie po to wyszłam za tego nudziarza, żeby teraz biernie przyglądać się jego problemom zdrowotnym!- dziewczyna niemal pieniła się ze wściekłości.
-Pół tonu ciszej, panienko, tfu, pani Montalves.- stara zwróciła jej uwagę lodowatym tonem. Jej słowom towarzyszyło ostrzegawcze spojrzenie Senory. Marię jak zawsze przeszedł dreszcz. Wolała nie zadzierać z tą kobietą.
-Cesar mówił o spalonych zwłokach czy coś w ten deseń. Czy to ma jakieś znaczenie?- spytała grzecznie.
-Tak.- odparła z ociąganiem wiedźma, wydłubując spomiędzy zębów resztki jedzenia.- Dam ci jedną radę. Zachowaj spokój, bo niedługo wydarzy się wiele rzeczy i istotne jest, abyś nie straciła głowy. Zrozumiano?
Maria Magdalena skinęła głową. Chciała wyczytać jakąś podpowiedź z oczu Senory, ale te były nieprzeniknione.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 48 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: La mujer

PostWysłany: 12.11.2008, Śro, 16:29    Temat postu:

Odcinek trzydziesty ósmy
Marco Hernandez ponownie zgodził się na spotkanie z Lolą. Nie wierzył wprawdzie w to, że dziewczynka trafiła na jakiś trop, pamiętał jednak, jakim rozczarowaniem w młodości było dla niego lekceważenie ze strony starszych. Nie mógł jej tego zrobić. Młodzieńczy zapał to bardzo cenna rzecz. Lola przybyła w podskokach, dzierżąc w rękach plik gazet.
-Czyżbyśmy robili prasówkę?- spytał z uśmiechem mężczyzna.
Nastolatka pokręciła energicznie głową.
- Mam tu prawdziwą bombę.- pokazała mu zdjęcie na okładce. To była ta kobieta, a właściwie jedna z tych kobiet. Marco gwizdnął przeciągle.
-Jak mogłem być tak ślepy? Przecież jestem dziennikarzem. Szewc bez butów chodzi.
-Dobrze się spisałam?- dopytywała się Dolores.
-Jasne, że tak!- krzyknął Hernandez i nagle uświadomił sobie, w co się wplątał. Przecież obiecał tej śmiesznej dziewczynce współpracę. Nie przypuszczał, że będzie musiał dotrzymać obietnicy. Niestety, nie docenił Loli. Teraz dziewczyna wpatrywała się w niego wyczekująco, jakby spodziewała się, że z jego ust wyfrunie ptaszek.
-Bierzemy tę sprawę?- spytała w końcu.
-Tak.- odparł z westchnieniem Marco, przeczuwając zbliżające się kłopoty.

Życie małżeńskie młodej pary upływało na pozór normalnie. Podróż poślubna została odwołana ze względu na stan zdrowia Cesara. Atak wprawdzie się nie powtórzył, lekarz jednakże zalecił ostrożność-zmiana otoczenia mogłaby mieć na nowożeńca niekorzystny wpływ. Maria Magdalena wróciła na studia, ponieważ nudziło ją siedzenie w domu. Gdyby nie teść, nie wytrzymałaby w nim ani sekundy dłużej. Dusiły ją te obłudne uśmiechy, judaszowe pocałunki, te idiotyczne świergolenie- "Żabko, dasz buziaczka swojemu koteczkowi?", "Słoneczko moje najjaśniejsze, wyglądasz jak bogini!". Cesar niemal całował ziemię, po której stąpała, a ona miała ochotę napluć mu na głowę. Nie mogła już się doczekać, kiedy coś się stanie i przerwie tę kiczowatą telenowelę. "Te staruchy robią mi to na złość"- myślała- "Celowo wystawiają mnie na pastwę tego nudziarza. Mają pewnie niezły ubaw z takiego żałosnego pajaca". Ów żałosny pajac, niczego nieświadom, zakradł się i pocałował żonę w szyję. Maria Magdalena odwróciła się gwałtownie i obrzuciła go takim spojrzeniem, że stracił równowagę i wylądował na podłodze. Dziewczyna ze śmiechem pomogła mu wstać. Te zdarzenie przynajmniej na chwilkę poprawiło jej humor.

-Ten chłopak rzeczywiście jest beznadziejny.- zarechotała Bruja.- Nasza dziewczynka ledwo z nim wytrzymuje. Dobrze, że to długo nie potrwa...
Bandaż na twarzy Señory przybrał kształt uśmiechu.



--------------------------------------------------------------------------------
Odcinek trzydziesty dziewiąty

Od pewnego czasu Oscar niepokoił się o stan zdrowia syna. Niby wszystko było jak przedtem, jednakże mężczyzna podejrzewał, że za fasadą normalności Cesar skrywa jakieś problemy. Chłopak często się „zawieszał” – przerywał w połowie zdania i patrzył tępo w przestrzeń. Trzeba było wykonać jakiś gwałtowny ruch, żeby przywołać go do rzeczywistości. Maria Magdalena zdawała się tego nie zauważać, a Oscar nie chciał jej martwic. „Może to tylko chwilowy kryzys nerwowy”- myślał sobie. Na wszelki wypadek postanowił umówić syna na wizytę z psychiatrą. Cesar zareagował na ta propozycję bardzo gwałtownie. Stwierdził, ze czuje się zupełnie dobrze i nie potrzebuje jakiegoś lekarza od czubków. Ten wybuch utwierdził starszego Montalvesa w przekonaniu, że z jego dzieckiem jest coś nie tak, gdyż Cesar nigdy nie był tak agresywny.

-Czy jesteś szczęśliwa?- Tatiana spytała Marie Magdalenę.
-Oczywiście! A co, nie widać, jak promienieję?- dziewczyna wyszczerzyła zęby w sztucznym uśmiechu.- Całymi dniami chodzę po domu i śpiewam o miłości, jak te babki w bollywodzkich filmach.
Tania obruszyła się:
-Nie kpij, ja pytam poważnie.
-To idź się spytaj Cesara. On codziennie uszczęśliwia mnie w łóżku, choć ostatnio coś mu nie staje.
-Jesteś wulgarna.- skrzywiła się przyjaciółka.
-Odkrycie sezonu.- zaśmiała się M.M.- Chcesz może za to Nobla?
-Nie trać czasu na rozmowę z ta dziwką.- doradził przechodzący obok Diego.
Maria odwróciła się gwałtownie i kopnęła go w krocze.
-Ostrzegałam cię, łajzo, żebyś się nie wtrącał, bo pożałujesz.- syknęła ze złością.- Następnym razem nie będę tak subtelna. No co się tak patrzysz?- zwróciła się do Tatiany.- Należało mu się. Widzę, że dobrze się razem bawicie, więc was zostawiam.
Odchodzącą Marię Magdalenę dobiegały jeszcze okrzyki obolałego Diega:
-Karierowiczka!! Nie myśl, że tak to zostawię!! Zapłacisz mi za wszystko!!

Maria Magdalena wpadła do domku dwóch wiedźm jak burza.
-Czy mogę zabić tego dupka?
-Cesara?- spytała się Bruja.
-Jego tez, ale później. Mówiłam o Diegu.
Señora spojrzała pytająco na dziewczynę.
-Kim jest Diego?- spytała stara.
-Takie jesteście mądre, a tego nie wiecie. Diego to przyjaciel mojego drogiego mężusia. Coś mu się uwidziało, że niby z nim spalam i teraz mnie prześladuje. Wyzywa mnie od niewiadomo jakich i jeszcze mi grozi. Dziś kopnęłam go w jaja.
Bruja zaniosła się rechotliwym śmiechem.
-Nasz dziewczynka. Jesteśmy z ciebie dumne.
Maria poczuła coś w rodzaju zadowolenia.
-Zrobicie coś z nim?- spytała.
-Jeśli będzie przeszkodą w realizacji naszego planu, jak najbardziej. Teraz jednak najważniejszy jest Cesar.
-A co z nim się stanie?- spytała zaciekawiona M.M.
-Cierpliwości, już niedługo się przekonasz. – odparła Vieja, spoglądając znacząco na kobietę siedzącą w fotelu.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek czterdziesty

-Będę detektywem, będę detektywem – podśpiewywała Lola machając nogami.
-Co za nudna piosenka – Carolina wzniosła oczy do nieba.
-Dla mnie najpiękniejsza na świecie. Wreszcie dołączę do zastępu moich idoli. Hercules Poirot, Sherlock Holmes, panna Marple…
-W zakładzie dla umysłowo chorych z pewnością ich spotkasz – wtrąciła kąśliwie siostra.
-Wiem, jesteś zazdrosna – skwitowała wyrozumiale Lola. – Też czułabym się tak na twoim miejscu. Przykro mi, że omija cię wielka przygoda, ale Marco chyba by się nie zgodził, żebym cię w to wciągnęła, choć mogę spytać.
-Dziękuję za dobre chęci, ale nie skorzystam.
-Twoja strata – Dolores nie mogła zrozumieć nastawienia siostry. – Ja już nie mogę się doczekać, kiedy coś się wydarzy – dodała z niecierpliwością.

W zaciszu gabinetu Oscar Montalves oddawał się marzeniom na jawie. Oczyma wyobraźni widział kobietę, piękną, młodą istotę o czarnych włosach i tajemniczym spojrzeniu. Kusiła go, milcząc obiecywała raje ziemskich rozkoszy leczy gdy tylko wyciągał ręce, by ja schwycić, pierzchała, śmiejąc się triumfalnie. „Boże, jestem chory” – na mężczyznę przyszła chwila otrzeźwienia. – „Pragnę własnej synowej, żony mojego jedynego syna. Musze jak najszybciej znaleźć jakąś nowa gwiazdeczkę, żeby wybiła mi z głowy te niedorzeczności”.

Maria Magdalena przystanęła w hallu. Rozpuściła włosy i, pogwizdując, zaczęła je na nowo upinać. Nagle w odbiciu w lustrze mignęła jej zbliżająca się postać…

Świdrujący krzyk, dobiegający z parteru, wytrącił Oscarowi szklaneczkę whisky z dłoni. Mężczyzna zerwał się na równe nogi i popędził po schodach, modląc się, aby nic się nie stało.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek czterdziesty pierwszy

Podniszczona kobieta o twarzy noszącej ślady minionej urody siedziała przy barze i sączyła kolejnego drinka. Nieco chwiejnym krokiem podeszła do stolika, przy którym właśnie toczyła się gra w kości. Przesunęła swoja kupkę żetonów i nagle zaczęła rozdzierająco krzyczeć, trzymając dłonie kurczowo zaciśnięte na szyi. Ochrona szybko wyprowadziła ją z kasyna, nie chcąc wzbudzać wśród graczy niezdrowych emocji.

Nigdy jeszcze schody, prowadzące na parter, nie wydawały się Oscarowi tak długie, sekundy wlekły się niczym godziny. Wreszcie jego oczom ukazał się przerażający widok – jego syn dusił swoja żonę. Maria Magdalena, sina na twarzy, rozpaczliwie walczyła o każdy oddech, młócąc na oślep rękami. Oscar rzucił się na pomoc synowej, Cesar jednak, jakby obdarzony nadludzką siłą, odepchnął ojca tak mocno, ze ten stracił równowagę i się przewrócił. Oczy młodego małżonka nabiegły krwią, plując jadem syczał przez zaciśnięte zęby do swej ukochanej:
-Ty wiedźmo, ty przeklęta czarownico! Wreszcie cię rozszyfrowałem! Pójdziesz do piekła, przysięgam ci!
Starszy Montalves usiłował szybko zebrać myśli. Jego wzrok zatrzymał się na zabytkowej wazie, stojącej na stoliku przed lustrem. Ostrożnie podkradł się do przedmiotu i uderzył nim syna w głowę. Cesar padł, ogłuszony ciosem, za nim zaś na ziemię osunęła się rzężąca Maria Magdalena.

Młodzi państwo Montalves trafili do szpitala. Uderzenie wazonem nie było na szczęście groźne w skutkach, postanowiono jednak poddać Cesara serii badań psychiatrycznych. Specjaliści nie mogli dojść do porozumienia, co dolega temu młodemu mężczyźnie. Jedni podejrzewali schizofrenie paranoidalną, chorobę często ujawniającą się u osobników płci męskiej, którzy przekroczyli dwudziesty rok życia. Inni diagnozowali raczej psychozę; uważali, ze pacjent przeszedł obecnie z fazy depresyjnej w maniakalną. Pozostawała jednak grupka, która twierdziła, iż ich pacjent nie wykazuje żadnych oznak choroby psychicznej i przeciwstawiali się rozpoczęciu kuracji psychotropowej. Ich głos był jednak zbyt mało znaczący na gremium rady szpitala i ostatecznie zdecydowano się poddać Cesara leczeniu farmakologicznemu. Marię Magdalenę zatrzymano na tygodniowej obserwacji, poza siniakami na szyi dziewczyna nie odniosła poważniejszych obrażeń i została wypisana na własne życzenie. Swych pierwszych kroków nie skierowała jednak do rezydencji Montalves…


----------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek czterdziesty drugi

Był rześki poranek. Bruja właśnie wróciła z targu i zabrała się za szykowanie śniadania. Wtem do chatki jak burza wpadła rozwścieczona Maria Magdalena.
-Chyba was pogięło! Rzuciłyście mnie na pastwę tego świra! Mogłam przez was umrzeć, wy popaprane, zboczone staruchy!
-Spokojnie, panienko – próbowała jej przerwać Bruja.
-Zamknij gębę, nikt cię nie prosił o glos! – M.M. podeszła do Señory i złapała ja za kołnierz sukienki. Kobieta odepchnęła ja z niespodziewana siłą, tak, ze dziewczyna o mały włos się nie przewróciła,
-Dobra, już dobra – mruknęła . – Nie musisz się tak rzucać.
-Przeproś Señorę! – rozkazała Bruja.
-Ani mi się śni! – Maria uniosła się dumą
-To niech ci się przyśni i to jak najszybciej. W przeciwnym razie nigdy nie dowiesz się prawdy – stara była nieustępliwa.
-Przepraszam – wycedziła niechętnie dziewczyna.
-Grzeczna dzidzia – Vieja pogłaskała ja po włosach. – Musisz po prostu nam bardziej zaufać.
-Jakoś mi tego nie ułatwiacie, narażając moje życie dla jakiś swoich chorych fantazji.
-Bez obaw, wszystko było pod kontrolą. Za kogo ty nas uważasz, za jakieś niedoświadczone nowicjuszki? Dzięki tej sytuacji masz wymówkę, aby nie odwiedzać swojego mężulka. Do czasu…
-Do jakiego czasu? – zainteresowała się Maria.
-Gdy przyjdzie odpowiednia pora, sama będziesz wiedziała.
-Czy mi się wydaje, czy wy mnie zwodzicie? – zirytowała się M.M.
-Cierpliwości mała, coś ty taka w gorącej wodzie kapana? – zaśmiała się Bruja, tryskając na twarz dziewczyny fontanna kropelek śliny.

Tatiana była wstrząśnięta tym, co się stało z Cesarem. Jak to możliwe, ze ten dobry, uczciwy chłopak był zdolny do popełnienia morderstwa? Cala ta sytuacja nie mieściła jej się w głowie. Z jednej strony jej przyjaciółka, z drugiej mężczyzna, który zajmował tajne miejsce w jej sercu. W końcu postanowiła odwiedzić Cesara, zwłaszcza, ze podejrzewała, iż jej koleżanka nie będzie się kwapić do częstych wizyt.


Kiedy działanie leków trochę zelżało, Cesar nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Te sterylne pomieszczenie napawało go przerażeniem. Maria Magdalena. Niejasne wspomnienie mignęło w jego głowie i zaraz zgasło. Przez te prochy nie potrafił pozbierać swoich myśli ani przypomnieć sobie powodu, dla którego się tu znalazł. Usłyszał czyjeś kroki i do sali weszła pielęgniarka, niosąc na tacy jedzenie. Za nią nieśmiało podążała Tatiana.


Odcinek czterdziesty trzeci

Serce Tatiany na widok Cesara zabiło mocniej. „To mąż mojej przyjaciółki” – powtarzała sobie w duchu, ale to nie za bardzo pomagało. Cesar powitał ja uśmiechem.
-Jak miło zobaczyć tu jakąś znajoma twarz oprócz mojego taty.
Tania westchnęła. Było tak, jak się spodziewała - Maria Magdalena nie odwiedzała Cesara.
-Jak się czujesz? – spytała.
-Przy tobie o wiele lepiej – odparł mężczyzna. Dopiero teraz dostrzegł, jaka świetną dziewczyną jest Tatiana. Odwiedziła go, mimo, iż przedtem praktycznie nie zauważał jej istnienia; zawsze była dla niego jedynie tłem Marii Magdaleny. Na wspomnienie żony młody Montalves skrzywił się.
-Coś cię boli? – Tania popatrzyła na niego z troską.
-Taniu, ja jestem chory tu – wskazał na swoja głowę. – Nie czuje żadnego fizycznego bólu.
-Według mnie wyglądasz na zdrowego.
-Przy tobie tak właśnie się czuję – Cesar spojrzał w błękitne oczy Tatiany. Ta zaczerwieniła się, spuściła oczy i zaczęła poprawiać mu poduszki.

Maria Magdalena miała wreszcie dużo czasu dla siebie. Po powrocie ze szpitala czym prędzej przeniosła się z różowej sypialni Cesara do niewielkiego i ascetycznie urządzonego pokoiku znajdującego się po przeciwnej stronie korytarza. Lata spędzone w klasztorze wyrobiły w niej zamiłowanie do skromnego, a nawet ponurego wystroju wnętrz, wiec pokój ten wydał jej się idealny. Ciemna jednolita tapeta na ścianach, łóżko, stolik nocny i szafa na ubrania jako jedyne sprzęty – cóż za wspaniały kontrast dla mdlącej różowości nieszczęsnej małżeńskiej sypialni. Wieczory spędzała Maria w swoim zaciszu, czytając książkę, lub w gabinecie swojego teścia. Bardzo go lubiła, chyba najbardziej ze wszystkich ludzi, których kiedykolwiek znała. W jego obecności czuła się bezpiecznie, po raz pierwszy miała wrażenie, jakby znalazła własny dom. Nie mogła jednak zapomnieć jednak, ze przebywa tu z pewnego powodu i to nie jest bynajmniej nic przyjemnego.

Wizyta Tani przeciągnęła się do dwóch godzin. Tak dobrze rozmawiało jej się z Cesarem, ze strąciła poczucie upływającego czasu, dopiero przyjście pielęgniarki przypomniało jej, ze chłopak nie może się przemęczać i powinien jak najwięcej wypoczywać. Pożegnała się z nim i z żalem opuściła jego salę. Na korytarzu zderzyła się z jakąś starsza, obszarpana kobieta. Wydawało jej się, ze staruszka przygląda jej się jakoś dziwnie, ale z uznała, ze to pewnie tylko jej wyobraźnia. Po chwili jakaś niewinnie wyglądająca dziewczynka zrobiła jej zdjęcie.
-To do projektu szkolnego – wyjaśniła. – Ja wybrałam temat o szpitalu i dlatego fotografuję odwiedzających.
-Aha – odparła Tania. – W takim razie życzę dobrej oceny.
-Dziękuję – uśmiechnęła się nieznajoma.

Bruja powróciła do chatki z szelmowskim uśmieszkiem. Señora przyglądała się jej, wyraźnie zaintrygowana.
-Byłam w szpitalu – wyjaśniła stara. – Nie zgadnie pani, kogo tam spotkałam. Tatiana, przyjaciółka naszej dziewczynki, przyszła odwiedzić Cesara. Zawsze wydawało mi się, ze ta mała smoli do niego cholewki. Oby tylko nie pokrzyżowała naszych planów. A może ja wyeliminujemy, dla świętego spokoju?
Kobieta w masce podała jej kartkę.
-Tak, ma pani racje, lepiej zostawić ją w spokoju, będzie lepsza zabawa – roześmiała się Vieja.

Odcinek czterdziesty czwarty

Dzięki zbawiennemu wpływowi Tatiany Cesar szybko wracał do zdrowia. Wreszcie czul, że ma dla kogo żyć, że komuś na nim naprawdę zależy. Tania otaczała go troskliwą opieką, której poskąpiła mu żona. Żona. Jak abstrakcyjnie brzmiało te słowo. Cesar miał niejasne przeczucia, dotyczące dnia, w którym zaatakował Marię Magdalenę, ale wszystko spowijała gęsta mgła. Lekarze uważali, że musi przełamać blokadę psychiczną i przypomnieć sobie to zdarzenie, dopuścić owo niewygodne wspomnienie do swej świadomości.
-Nad czym tak dumasz? – spytała Tania, wchodząc do sali.
-Grzebałem w swojej pamięci, usiłując wyłuskać jakieś fakty dotyczące tamtego wieczoru. Tak właściwie, to chyba były dwa wieczory.
-Jak to dwa? – zdziwiła się Tatiana.
-Wiesz, pewnego dnia, to było chyba zaraz po naszej nocy poślubnej, siedzieliśmy we trójkę przy śniadaniu. Nagle dostałem czegoś w rodzaju ataku, oczywiście słabszego, niż ten ostatni i zacząłem gadać od rzeczy. Chciałbym sobie przypomnieć, co wtedy mówiłem.
-Tata ci nie powiedział?
-Wszyscy nabrali wody w usta. Według mnie te dwa ataki mają ze sobą związek. Chciałbym w końcu dowiedzieć się, co mi dolega.
-Ciekawe, skąd ci się to wzięło? – zaczęła zastanawiać się dziewczyna.
-Ja chyba wiem skąd…
Tatiana spojrzała na mężczyznę pytająco. Ten w odpowiedzi pokiwał głową.
-Tak Taniu, myślę, ze to przez nią.
-Nie wydaje ci się to trochę niedorzeczne? Nie przeczę, że Maria nie zawsze była w porządku wobec ciebie, ale w jaki sposób mogła spowodować te ataki?
-Wiem, że to brzmi paranoicznie, ale wydaje mi się, ze Diego miał racje. Szkoda, że go nie posłuchałem. Byłem taki głupi, taki głupi. Miałem tak blisko tak wspaniałą dziewczynę jak ty, a zakochałem się w Marii Magdalenie, kobiecie, która mną gardzi. Rzuciła na mnie jakiś urok i byłem na każde jej skinienie, jak tresowana małpka.
-Nie mów tak, przecież ona cię kocha! – Tatiana próbowała zachować lojalność wobec przyjaciółki.
-Kogo ty chcesz oszukać? – Cesar ujął dziewczynę pod brodę i podniósł delikatnie jej twarz, usiłując zajrzeć jej w oczy. – Taniu, byłem ślepy, ale tutaj, w tym eleganckim wiezieniu, spędziłem wiele samotnych chwil, analizując swoje życie. Teraz rozumiem, że ona nigdy mnie nie kochała, może wyszła za mnie dla pieniędzy, może z kaprysu, nie wiem i nie obchodzi mnie to. Najważniejsze, ze nie jest jeszcze za późno. Rozwiodę się z nią, teraz, gdy nie ma już nade mną władzy. Niech idzie do diabla z moimi pieniędzmi, nie potrzebuję ich. Potrzebuję ciebie, Taniu – mężczyzna nie mógł się powstrzymać i pocałował dziewczynę. Po raz pierwszy poczuł, jak to jest, gdy ktoś odwzajemnia pocałunek, a nie siedzi sztywno, wyczekując końca. To było wspaniałe.
-Jesteś pewien, że już jej nie kochasz? – spytała Tatiana, przytulając się do jego piersi.
-Nie mógłbym jej kochać, to byłoby nielogiczne – zaśmiał się Cesar.
-Miłość nie rządzi się logiką – wyszeptała Tania.

Bruja skończyła sprzątanie i rozparła się w rozpadającym się fotelu.
-Temu chlewowi nic już nie pomoże – burknęła Maria Magdalena. – Mogłaś sobie darować te machanie szczotka na prawo i lewo, bo tylko wszędzie się kurzy.
-Trudne dni? – zapytała retorycznie stara. – A może chłopa się chce?
-Co ty możesz o tym wiedzieć?
-Zdziwiłabyś się – zarechotała Bruja. – A propos chłopa, to nasz Cesarito ma się całkiem nieźle. Codziennie przychodzi do niego twoja przyjaciółeczka i widać, że wcale skutecznie go pociesza.
-I co z tego, nie jestem zazdrosna – odparła obojętnie dziewczyna. – Niech sobie robią, co chcą.
-O nie, moja droga, chyba się nie zrozumiałyśmy. Posłałyśmy się do domu Montalvesów w pewnym celu i nie chodziło nam bynajmniej o wpychanie paniczyka w ramiona jakiejś pół-Rosjanki.
-Skąd ja mam niby wiedzieć, o co wam chodzi, skoro nie chcecie mnie w nic wtajemniczyć – żachnęła się Maria Magdalena.
-Ojojoj, nie bądź już taka delikutaśna, skoro nie mówimy ci czegoś, to tylko dla twojego dobra.
-Dobra? – zaśmiała się ironicznie dziewczyna. – Mało nie zdechłam przez tego świra, a ty mi tu pieprzysz o jakimś dobrze? Nie mam zamiaru narażać się dla bandy ześwirowanych, starych bab.
-Tez mi banda, dwie samotne, słabe kobiety – Bruja zrobiła niewinną minkę i zatrzepotała wspomnieniem po swych rzęsach.
-Raczej czarownice z piekła rodem! – syknęła Maria Magdalena.
-Wymiękasz? Dziewczynka boi się Baby Jagi, nie bój się, nie bój – Vieja wstała i zaczęła podchodzić do żony Cesara, kiwając w jej stronę zakrzywionym paluchem.
-Weź się utop! – kobieta podniosła wrzask. – Nie zbliżaj się do mnie, ty jędzo!
Señora straciła cierpliwość i zaczęła stukać laską w podłogę. Miała dość tego nieustannego jazgotu, który nie pozwalał jej się skupić.
-Przepraszam – stara posłusznie wróciła na swoje miejsce. - My się tylko tak bawimy.
„Jesteście za stare na dziecinne przekomarzanie. Czas przygotować się do wkroczenia na scenę.” – napisała swym starannym pismem kobieta w masce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 48 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: La mujer

PostWysłany: 13.11.2009, Pią, 03:01    Temat postu:

Odcinek czterdziesty piąty

[link widoczny dla zalogowanych]
W powietrzu unosiły się pierwsze takty opusu sześćdziesiątego czwartego Romeo i Julia Prokofiewa. Oscar opuścił powieki i zanurzył się w aromatycznej kąpieli, rozkoszując się dźwiękami muzyki. Nagle poczuł na swojej twarzy powiew chłodnego powietrza. Otworzył oczy i ujrzał Marię Magdalenę, stojącą w drzwiach łazienki. Dziewczyna miała na sobie tylko cienki szlafroczek, uwydatniający jej kształty. Ten widok wzburzył w mężczyźnie krew. Maria powoli zbliżyła się do wanny i zrzuciła podomkę, pyszniąc się przed Oscarem pięknem swego ciała. Ten wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany. Przez moment miał wrażenie deja vu, ale nie chciał się nad tym zastanawiać. Maria Magdalena pochyliła się nad nim i przesunęła językiem po jego ustach. Ogarnęło go silne uczucie podniecenia. Przyciągnął dziewczynę do siebie i już po chwili całowali się namiętnie, nie zważając na to, kim dla siebie są.

W mrocznym pokoju kobieta bez twarzy kołysała się w swoim fotelu. Bruja wyczuwała jej zdenerwowanie, dlatego przygotowała uspokajający napar z ziół. Metalowy kubek wraz z zawartością wylądował jednak na podłodze a Senora posłała starej wściekłe spojrzenie.
-Czy mogę w czymś pomoc? – spytała nieśmiało Vieja.
„Mam złe przeczucia. Idź do domu Montalvesów i przekaż dziewczynie moje instrukcje. Bądź ostrożna, on nie może cię zobaczyć!” – ostrzegła ją kobieta.

Maria Magdalena wracała z łazienki, wycierając mokre włosy w ręcznik. Nagle wydało jej się, że na końcu korytarza zamajaczył jej niewyraźny kształt. Na palcach podeszła w jego stronę i nagle ktoś zakrył jej usta i wciągnął do nieużywanego pokoju. Dziewczyna walczyła dzielnie i udało jej się ugryźć napastnika w rękę. Usłyszała znajomy chropawy glos, miotający przekleństwa.
-Co ty tu robisz, wiedźmo? – spytała zdenerwowana Maria. – Halloween już było, nie dostaniesz cukierka.
-Zamknij się, wściekła dziewucho – Bruja oglądała swoja rękę. – Mam nadzieje, że niczym się od ciebie nie zarażę.
-Raczej ja od ciebie. Wynoś się stad, zanim Oscar cię zobaczy.
-Nie wiedziałam, że jesteście na ty – stara spojrzała na nią podejrzliwie.
Maria Magdalena zaczerwieniła się na wspomnienie gorących chwil, które przeżyła z teściem.
-A co cię to obchodzi! – odpysknęła, starając się ukryć zawstydzenie. – Po co ty przylazłaś?
-Mam dla ciebie list od Senory.
-O matko, ta znowu bawi się w liściki – dziewczyna wywróciła ze znudzenia oczami. – no i co tu jeszcze sterczysz, mam podpisać potwierdzenie odbioru, czy co?
-Uważaj maleńka, żebyś kiedyś nie odgryzła sobie języka – syknęła Bruja i bezszelestnie opuściła pokój.

Noc minęła Cesarowi niespokojnie, gdyż znowu śniła mu się Maria Magdalena. Kiedyś witał takie sny z radością, teraz stały się jego koszmarami. Chciał na zawsze wyrzucić te kobietę ze swojego życia i swojej głowy, zacząć wszystko od początku i być tak zwyczajnie po ludzku szczęśliwy. Do sali weszła pielęgniarka ze śniadaniem.
-Dzień dobry, panie Montalves, ma pan gościa.
-Tak wcześnie? – zdziwił się mężczyzna.
-Tak kochanie, wstałam rano i stwierdziłam, że muszę cię zobaczyć – zabrzmiał przesłodzony głos Marii Magdaleny.
Cesarowi momentalnie ścierpła skóra.
-Co ty tu robisz? – spytał przez zaciśnięte zęby.
-To tak się wita żonę? – Maria zrobiła smutna minkę. – Czy może nas siostra zostawić samych?


Odcinek czterdziesty szósty

Cesar opadł ciężko na poduszki.
-Skończ już z tym teatrzykiem i powiedz, czego chcesz. Nie mam siły z tobą rozmawiać.
Maria Magdalena usidla na łóżku i zaczęła głaskać męża po twarzy. Ten patrzył gdzieś w bok.
-Boisz się mnie? – spytała się z uśmiechem. – Nic ci nie zrobię kochanie, stęskniłam się za tobą. Czyżbyś już zapomniał moje pieszczoty i pocałunki?
-Jakie pieszczoty, jakie pocałunki? – zaśmiał się gorzko Cesar. – Naoglądałaś się jakiś melodramatów, czy co? Zawsze byłaś sztywna jak kłoda i zimna jak kostka lodu. Oszukiwałem się, ze to się kiedyś zmieni, ale dobrze wiedziałem, że to nieprawda. Dopiero przy Tani dowiedziałem się, jak smakują prawdziwe pocałunki.
-Jestem zazdrosna – Maria zrobiła minę małego dziecka, któremu nie dano cukierka. – Jak możesz porównywać tę biedną zabobonną Ruską do mnie?
-Nie mów tak o niej! – zdenerwował się Cesar. – Nie waz się tak o niej mówi, nigdy więcej!
-Bo co? Zabijesz mnie? Udusisz jak wtedy? Jesteś świrem, wiesz? Żałosnym, małym szaleńcem. Teraz wmawiasz sobie, że kochasz tę dziewczynę, ale tak naprawdę marzysz o mnie. Chciałbyś, żebym chociaż raz odwzajemniła twój pocałunek, o tak – Maria Magdalena zaczęła go całować, kąsając wargi mężczyzny. – Tak właśnie całowałam twojego ojca.
-Kłamiesz! – Cesar spojrzał na MM z przerażeniem.
-Dlaczego miałabym to robić?
-Ty zawsze kłamiesz.
-Powiedzmy, ze dziś mam dzień szczerości – kobieta bawiła się obrączką. – Musze ci powiedzieć, że twój tata to prawdziwy ogier. Robiliśmy to w wannie, pod prysznicem…
-Przestań! – młody Montalves zakrył uszy dłońmi. – Nie chce słuchać twoich kłamstw!
-Dobrze wiesz, ze jestem po prostu szczera. Pociesz się, wszystko zostało w rodzinie.
-Jesteś chora, nienormalna, jesteś dziwką, czarownicą! – Cesar zaczął szarpać kobietą. – Nienawidzę cię, zniszczyłaś mi życie!
Maria Magdalena nie przestawała się śmiać.
Do sali wbiegła pielęgniarka i kilku sanitariuszy. Siłą wyrwali Marię z rąk jej męża. Ta wciąż się śmiała. Zanim Cesar odpłynął, otumaniony zastrzykiem uspokajającym, usłyszał jeszcze, jak powiedziała „Game over”.

Wystarczył rzut okiem na okładkę, żeby Lola wyrwała siostrze gazetę z ręki.
-Oddaj, ja ją kupiłam! – Carolina próbowała ją odzyskać, ale Lola jej nie słuchała.
-Ja nie mogę, ale numer! – skakała jak nakręcona i uderzała palcem w tytuł, jakby chciała przedziurawić kartkę.
„Tajemnicze samobójstwo dziedzica rodu Montalves” – głosił tytuł.

Odcinek czterdziesty siódmy

Od dwóch miesięcy Oscar żył zawieszony pomiędzy życiem a śmiercią. Jego nieodłącznymi towarzyszami stały się środki uspokajające i whisky. Żywił nikłą nadzieję, że któregoś dnia przez przypadek zażyje za dużo leków, lub popije je zbyt dużą ilością alkoholu. Zawsze pogardzał samobójcami, ale teraz jego dalsze życie wydawało mu się kompletnie pozbawione sensu i celu. Muzyka, kobiety, alkohol – nic nie mogło mu zrekompensować utraty Cesara.

Maria Magdalena usłyszała szloch dobiegający z gabinetu teścia. „Znowu się maże” – skwitowała, wzruszając ramionami. „Myślałam, że chociaż on jest prawdziwym mężczyzną, ale okazał się telenowelową płaczką”. Stała na korytarzu, usiłując sobie przypomnieć, co chciała zrobić. Ostatnimi czasy nudziła się jak mops, więc urządzała sobie wycieczki po pokojach rezydencji Montalves. Otworzyła drzwi sypialni, w której nigdy jeszcze nie była. Pomieszczenie zdecydowanie należało kiedyś do kobiety. W powietrzu wyczuwała zwietrzały zapach damskich perfum. Ściany były pokryte tapetą w staromodny, kwiatowy deseń, okna przysłonięte ciężką, przykurzoną zasłoną. Maria Magdalena zamknęła za sobą drzwi, usiadła na łóżku i rozejrzała się wokoło. Naprzeciw niej znajdował się regal pełen książek. Odstawiła wazonik pełen zeschłych, poszarzałych kwiatów i zaczęła przeglądać zawartość biblioteczki. Niestety, księgozbiór składał się głównie z romansów. Dziewczyna z rosnącym zniecierpliwieniem brała do ręki kolejne książeczki, jak zwykła nazywać romantyczne historie, gdy z jednej z nich wypadło kilka kartek. Przykucnęła, podniosła je z podłogi
i zaczęła czytać:

„Jestem taka szczęśliwa. On jest najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam. Myślałam, ze zemdleję, gdy podszedł dziś do mnie po kościele. Ona twierdzi, że to do niej podszedł, ale wiem, że jest po prostu zazdrosna. W końcu każda dziewczyna chciałaby mieć takiego faceta. Tak się boje, ze to wszystko okaże się jedynie moim wymysłem. Marzę o tym, żeby chwycił mnie w swoje ramiona, popatrzył głęboko w oczy, przycisnął swoje wargi…”
Maria skrzywiła się, czytając te wyznania zakochanej pensjonarki, zaczerpnięte żywcem z harlequinów, którymi się najwidoczniej zaczytywała.
„Dziś moja ostatnia panieńska noc – w taki sposób zaczyna się kolejny zapisek – Tak bardzo się boję, że potknę się na schodach albo pomylę słowa przysięgi. Albo, że ktoś pojawi się w środku ceremonii i powie, że ślub nie może dojść do skutku, jak na filmach. Jeśli zaraz nie usnę, to jutro będę miała oczy jak panda.”
Kobieta przeleciała wzrokiem kolejne kartki.
„Coś się psuje. Czuję, że coś go gryzie. Gdy go o coś pytam, odpowiada wymijająco, gdy mnie całuje, błądzi myślami gdzie indziej. Ożywia się tylko przy małym. Cesarito jest taki kochany. Gdy mnie obejmuje swoimi małymi łapkami, zapominam o wszystkich złych przeczuciach. Tak bardzo się boję.”
Maria Magdalena szukała kolejnej części pamiętnika, ale wśród kartek były już tylko przepisy na jakieś ciasta. „A zaczynało się robić ciekawie” – westchnęła zawiedziona. Kątem oka dojrzała fotografię, na wpół wsuniętą pod regał. Przedstawiała dwie młode kobiety. Uklękła na podłodze, aby ja podnieść, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się.
–Co ty tutaj robisz, mała dziwko? – krzyknął Oscar i wyrwał jej zdjęcie z ręki.
–Ja tylko…szukałam… – Marii Magdalenie po raz pierwszy zabrakło języka w gębie.
–Przyszłaś tu na przeszpiegi. – Mężczyzna celował w nią palcem. – Kto ci pozwolił myszkować po pokojach? Myślisz, że jesteś panią tego domu? Wynoś się, nie chcę cię tu więcej widzieć!
Kobieta patrzyła na teścia z politowaniem.
–Nie zapominaj, że jako żona twojego zmarłego synalka mam prawo do części tej chatki.
Oscar zadziwiająco szybko, jak na stan upojenia, w którym się znajdował, przyskoczył do Marii i chwycił ją za włosy.
–Której części mojej wypowiedzi nie zrozumiałaś? Wypierdalaj, dziwko, ale już – wysyczał.
–Zostaw mnie, psycholu, bo wezwę policję! – Dziewczyna wyszarpnęła się, zostawiając mężczyźnie w dłoni garść ciemnych włosów. – Widać, ze niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nie martw się, już sobie idę, nie chcę mieszkać ani chwili dłużej w tym wariatkowie.

Godzinę później, gdy MM schodziła ze schodów, taszcząc walizy, w hallu rozdzwonił się telefon. Po kilku sygnałach na automatycznej sekretarce zaczęła nagrywać się wiadomość:
„Panie Montalves, tu Diego Guzman, przyjaciel Cesara. Chciałbym porozmawiać o śmierci pana syna. Wydaje mi się, że wiem, kto się do niej przyczynił. Spotkajmy się w Cafe del Mar o osiemnastej. Będę na pana czekał”.
„Żebyś się nie doczekał” – mruknęła do siebie Maria Magdalena, wyjmując kasetę z urządzenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Notecreo dnia 13.11.2009, Pią, 03:07, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna -> Escribimos Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin