Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dónde está mi vestido?/Gdzie jest moja sukienka?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna -> Escribimos
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Notecreo
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 48 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: La mujer

PostWysłany: 12.11.2008, Śro, 16:53    Temat postu: Dónde está mi vestido?/Gdzie jest moja sukienka?

Tytuł: ¿Dónde está mi vestido? aka Gdzie jest moja sukienka
Rok produkcji: 2008
Data premiery: 25.07.2008
Reżyseria: notecreo
Liczba odcinków:???


Arrow [link widoczny dla zalogowanych]


W rolach głównych:

Graciela Solorzano (Celeste Cid) młodsza z sióstr bliźniaczek

Juanita Solorzano (Celeste Cid) starsza z sióstr bliźniaczek

Mauricio Roix de Fernandez (Christian Meier) nauczyciel francuskiego

W pozostałych rolach:

Fabian Solorzano (Jesus Delaveaux) ojciec Juanity i Gracieli, przemysłowiec

Uczennice:

Violeta Pinzano (Diana Neira) przyjaciółka Gracieli

Ximena Rodriguez (Amelia Vega) przyjaciółka Gracieli

Jessica Wilson (Agustina Cordoba) nowa uczennica, przybyła ze Stanów

Martha Cervantes (Melania Urbina) przyjaciółka Juanity

Cecilia Ramos (Carmen Villalobos)

Margarita Jaramillo (Florencia de Saracho)

Chłopcy:

Emilio Roldan (Imanol)

Patricio Urque (Manuel Sosa)

Arturo Costa (Gaston Grande)

Jose Fantin (Nicolas Mateo)

Grono pedagogiczne:

Matka Piedad (Silvia Pinal) matka przełożona, dyrektorka szkoły

Siostra Prudencia (Azela Robinson) nauczycielka hiszpańskiego

Siostra Flora (Grecia Colmenares) nauczycielka muzyki

Antonio Valdez (Orlando Fundichelly) nauczyciel matematyki

---------------------------------------------------------------------------
Odcinek pierwszy
"Przywilejem dzieciństwa jest poruszać się bez przeszkód między magią i owsianką, między bezgranicznym strachem i galopującą radością."
Ingmar Bergman
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kosmate pyłki wirowały w powietrzu niczym tańczące wróżki. W ślad za nimi podążały dwie małe dziewczynki. Ubrane w identyczne koronkowe sukieneczki, pulchnymi piąstkami próbowały złapać uciekające im puszki. Towarzyszył temu radosny śmiech – ich szczebiot ściskał za serce przyglądającego się im mężczyźnie. Jego dwa małe aniołki – Gracielita i Juanita. Sam nadał im te imiona. Ich matka…
Odgonił dręczącą go wizję. Chciał żyć tu i teraz, dla swoich córeczek. Gracielita przewróciła się i rozpłakała, a Juanita instynktownie zaczęła głaskać siostrę po główce. Fabian Solorzano przerwał rozmyślania i podbiegł do swoich dzieci. Otoczył je ramionami, pragnąc uchronić od wszelkiego zła, które istnieje na świecie.

Piętnaście lat później
-Juanita, pospiesz się, niedługo wyjeżdżamy! – krzyczał zniecierpliwiony Fabian. – Ta dziewczyna doprowadzi mnie kiedyś do grobu.
Już po chwili rozległ się wielki rumor i do salonu z impetem wpadła dziewczyna. Miała krótkie postrzępione włosy, buntowniczy wyraz twarzy i...
-W co ty się ubrałaś? – spytał ja ojciec.
Juanita miała na sobie poszarpane bojówki i bluzkę z trupią czaszką.
-Wyglądasz idiotycznie – skomentowała siedząca na kanapie Graciela, jej siostra bliźniaczka. – to przyjęcie, a nie koncert rockowy.
- Zamknij się, różowa landrynko – odparowała Juanita – bo ci się loczki rozprostują i co będzie? Co ja zrobię z takimi włosami, przecież to obciach – zaczęła przedrzeźniać siostrę.
- Uspokójcie się, to nie czas na kłótnie – zainterweniował don Fabian.
- Ale tato, ona narobi nam wstydu! – powiedziała płaczliwym tonem Gracie. – Czy nie może nigdy wyglądać jak kobieta?
-Przecież mam cycki, wiec wyglądam jak kobieta – Juanita ze znudzeniem przysłuchiwała się siostrze.
-Nie bądź wulgarna – zdenerwował się ojciec. – A ty jej nie prowokuj- zwrócił uwagę Gracieli.

Ciężko jednoznacznie wskazać moment, w którym siostry Solorzano zaczęły oddalać się od siebie. Graciela zawsze uważała, że był nim dzień, kiedy Juanita opuściła łazienkę z nożyczkami do papieru w dłoni, a po podłodze walały się jej długie, brązowe loki. Gracie zbierała je ze łzami w oczach. Juanita traktowała to jako symboliczny gest, wyzwalający ja z pułapki powtarzalności, za jaką uważała bycie jedną z bliźniaczek Chciała być sobą, Juanitą, a nie czyjąś połówką, lustrzanym odbiciem. Nie znajdowała jednak zrozumienia w swojej siostrze. Od tego czasu, niegdyś nierozłączne, bliźniaczki Solorzano poczęły chodzić własnymi drogami, ku utrapieniu swego ojca.


--------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek drugi

„Człowiek uczy się przez całe życie, z wyjątkiem lat szkolnych.”
Gabriel Laub — Wielka księga mądrości
----------------------------------------------------------------------------------------
W zabytkowej dzielnicy Meksyku, poczesne miejsce zajmuje klasztor jezuicki – to w nim od wielu stuleci ma swoja siedzibę Escuela Media Superior del Nino Jesus. Jest to szkoła z tradycjami, znajdująca się w pierwszej dziesiątce najlepszych szkol w Ciudad de Mexico, oczywiście według kryterium poziomu nauczania. Regulamin tej placówki nie uległ większym zmianom od ponad stu lat, czego dowodem są chociażby obowiązujące tam mundurki – workowate i bezkształtne, uszyte z szorstkiego materiału w kolorze zużytej ścierki. Jak można się domyślić, owe stroje od dziesięcioleci były przedmiotem utyskiwań uczennic. Z drugiej strony, w szkole nie miały za bardzo przed kim popisywać się strojem, bowiem, w trosce o właściwe skupienie się nad nauką, Matka Piedad nie zdecydowała się wprowadzić koedukacji. Nie chciała, żeby chłopcy zawracali głowy jej uczennicom. Już od ćwierćwiecza zarządzała liceum i miała swoje wypróbowane metody kształcenia i wychowywania młodych panien. Z doświadczenia widziała, ze chłopcy raczej nie wywołują w nich zapędów do zdobywania wiedzy, wprost przeciwnie. Tym większe było jej obecne zmartwienie – wakat na stanowisku profesora francuskiego. Zdecydowała się w końcu zatrudnić na to miejsce młodego człowieka, native speakera, ale teraz opadły ja wątpliwości, czy był to na pewno najlepszy pomysł…

To miała być pierwsza lekcja prowadzona przez Mauricio. Mężczyzna sam nie wiedział, jak do tego doszło, ze uczył tu, w katolickiej szkole dla kujonek, tfu, wzorowych uczennic. Wprawdzie skończył kiedyś jakieś kolegium nauczycielskie i, jako pół-Francuz, równie dobrze posługiwał się francuskim, jak i hiszpańskim, nie odczuwał jednak nigdy specjalnego drygu do tego typu pracy. Jednak słowo się rzekło i nie miał już teraz drogi ucieczki. Wziął kilka głębokich wdechów i wszedł do sali lekcyjnej. Powiódł wzrokiem po klasie, odprężył się, przywołał na twarz swój uśmiech numer siedem (surowość z nutka chłopięcości) i przywitał się z uroczymi istotami, jakie ujrzał:
-Bonjour, mademoiselles.

Od rana Graciela wciąż nuciła pewna piosenkę, od której nie mogła się uwolnić. To był jakiś stary jazzowy standard z kolekcji jej ojca. Dojrzała kobieta zmęczonym głosem opisywała swe nieszczęśliwe życie. W tej piosence było coś bardzo prawdziwego, co poruszało w niej ukryte struny… Trzaśnięcie drzwi przywróciło dziewczynę do rzeczywistości. Uniosła powieki i najpierw spostrzegła jego oczy. Patrzyła w nie jak zahipnotyzowana, myśląc tylko, że to tego mężczyznę wyśpiewała jej jazzowa diva.

Juanita jak zwykle wierciła się niecierpliwie. Te paskudne ubranko zawsze ja rozdrażniało; nie dość, ze musiała nosić kieckę, to jeszcze taka brzydką. W dodatku ten nowy profesorek od franca coś się spóźniał. Pewnie będzie taki sam jak monsieur Jacques – chudy, suchotyczny staruszek, który co chwilę sięgał po chusteczkę i trąbił w nią rozgłośnie, powtarzając „Pardonnez-moi”(Przepraszam). Ktoś wszedł, ale Juanicie nie chciało się podnieść głowy, która ciążyła, jakby była z ołowiu. Wtem usłyszała „Bonjour mademoiselles” wypowiedziane męskim, uwodzicielskim tonem i zrobiło jej się gorąco, mimo chłodu bijącego od klasztornych ścian.


-------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek trzeci

Miłość jest to jakieś nie wiadomo co, przychodzące nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, i sprawiające ból nie wiadomo dlaczego.
Luís de Camões
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mauricio niespiesznym krokiem podszedł do katedry i, starając się sprawiać dostojne wrażenie, wdrapał się na podwyższenie. „ Kto u diabla wymyślił te urządzenie?” – klął w myślach. – „że też nie mogli dać zwyczajnego biurka”. Czuł się jak przeniesiony w czasy średniowiecza – dobrze, ze nie kazali mu jeszcze nosić togi. Tym biednym dziewczętom chyba też nie odpowiadały szare, brzydkie ubranka. Po kilku minutach udało mu się względnie wygodnie usadowić. Wziął do ręki dziennik i zaczął powoli odczytywać listę obecności:
-Violeta Pinzano?
-Présent. (fr. obecna)
-Ximena Rodriguez?
-Présent.
-Juana Solorzano?
-Prezent – Juanita jak zawsze odpowiedziała bez akcentu.
-Graciela Solorzano?
-Présent – wyszeptała Gracie.
Mauricio popatrzył na dziewczynę uważniej i spytał – Czyżbyście były siostrami?
-Nawet bliźniaczkami – dodała szybko Violeta. Juanita posłała jej mordercze spojrzenie.
-A to ciekawe. Teraz, gdy się przyglądam, rzeczywiście dostrzegam podobieństwo.
Gracieli zrobiło się słabo. Ten mężczyzna patrzył się na nią, a ona nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Zawsze wyobrażała sobie, że gdy spotka TEGO JEDYNEGO, będzie elokwentna i błyskotliwa, olśni go swoją wiedzą i obyciem lecz teraz miałaby nawet problem z wymówieniem własnego imienia.

Nauczyciel skończył odczytywać listę uczennic i nagle palnął się w czoło:
-O nie, ale ze mnie nieuprzejmy gapiszon, zapomniałem sam się przedstawić. Je m’appelle Mauricio Roix de Sanchez (fr. nazywam się Mauricio Roix de Sanchez).
-Czy mamy mówić do pana monsieur? – spytała zalotnie Ximena.
Mauricio roześmiał się:
-Ależ skądże, czułbym się jak jakiś starzec z dziesięciorgiem wnucząt. Mówcie mi po imieniu.
-Ale co powie na to matka przełożona? – wyrwało się Gracieli.
-Jeśli żadna z was jej o tym nie doniesie, to się nie dowie – Mauricio puścił do dziewczyny oko.

Juanita i Graciela jak zawsze wracały ze szkoły „razem ale osobno”, czyli szły w odległości metra od siebie i udawały, ze się nawzajem nie zauważają. Tym razem jednak Juana postanowiła przerwać milczenie:
-Ale co powie na to siostra przełożona? – zapiszczała cienkim głosikiem, gestykulując przy tym przesadnie. – Może przepuści nas przez maszynkę do mielenia mięsa i zrobi pulpety w sosie pomidorowym.
-Ojojoj, jakaś ty śmieszna, po prostu boki zrywać – mruknęła siostra. – Lepiej weź się za francuski, bo u monsieur Jacquesa bardzo się opuściłaś.
-Nie bój żaby, francuski to ja mam w małym paluszku, tylko się nie chciałam wychylać u tego ślimakożercy. Teraz pokażę, na co mnie stać.
-Obiecanki - cacanki. – skwitowała Graciela.
- A, no tak, zapomniałam, że jesteś najmądrzejsza i masz monopol na dobre oceny. Już zaczęłaś się podlizywać Mauriciowi.
-Weź ze mnie zejdź, dobrze? Uczepiłaś się jak rzep psiego ogona, a ja mam już dość tej bezcelowej konwersacji – zdenerwowana Gracie pobiegła przed siebie, zostawiając w tyle zaskoczona Juanitę.
-A tą co ugryzło? – zamyśliła się dziewczyna. Zazwyczaj potrafiły ciągnąć takie dyskusje godzinami, a teraz siostra tak szybko wymiękła. To było zdecydowanie podejrzane.

---------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek czwarty

Tajemnice życia uczą sztuki milczenia.
Seneka
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Po powrocie do szkoły Graciela zamknęła się w swoim pokoju i rzuciła na wielkie łóżko, usłane puchatymi poduchami i pluszowymi miskami. Leżała tak kilka chwil, po czym, wstała i złapała za słuchawkę telefonu. Już miała wykręcić numer swojej najlepszej przyjaciółki, Violety, gdy nagle opadły ją wątpliwości. A co, jeśli Viole wygada Ximenie? Nie, najlepiej nikogo nie wtajemniczać. Rozejrzała się błędnym wzrokiem po pokoju i jej wzrok padł na kajecik, który wygrzebała wśród rzeczy po mamie. Tata wyniósł je na strych kilka lat temu, a Graciela, w maseczce chirurgicznej, która miała ja chronić przed połknięciem pająka, zakradła się tam i zabrała pożółkły zeszyt podpisany Mariana Juarez. Tak mało o niej wiedziała. Papi nigdy nie lubił o niej opowiadać, zawsze zbywał Gracie, gdy zaczynała pytać o swoja matkę. Dziewczyna wiedziała tylko, że mama zmarła niedługo po ich narodzinach, bo taka data widniała na jej nagrobku. Ciekawe, jak wyglądałaby ich rodzina, gdyby mama żyła? Może potrafiłaby jej teraz doradzić? Graciela otworzyła zeszyt i ozdobnym charakterem pisma napisała – Kiedy spojrzałam w jego oczy, moje dzieciństwo się skończyło…

Fabian wrócił z pracy bardzo zmęczony. W salonie siedziała Juanita, z nogami ułożonymi na szklanym stoliku i, popijając napój energetyczny, oglądała serial o wampirach.
-Juano Solorzano, ile razy ci mówiłem, że stolik to nie podnóżek – zaczął groźnie mężczyzna.
-A co, oczko odpadnie temu stoliku? – zażartowała córka, nie zmieniając pozycji.
Ojciec usiadł, a właściwie oklapł na kanapie obok Juanity. Dziewczyna wyciągnęła w jego kierunku do połowy opróżnioną puszkę.
-Napij się, przyda ci się trochę powera – zachęciła.
Mężczyzna pokręcił głowę:
-Takie napoje to trucizna, czytałem o tym w gazecie. Nie dziwne, ze współczesna młodzież choruje na ADHD. Gdzie jest twoja siostra? – zainteresował się nagle.
-Siostra? – zdziwiła się Juana.
-No Graciela.
-Aaa, o nią ci chodzi. Było tak od razu. Zamknęła się w swoim pokoju i nie wypełzła z niego od kilku godzin.
-Co ona może tam robić? – zaczął zastanawiać się don Fabian.
-Na mój gust, bawi się Barbie – podpowiedziała Juanita.- Wiesz, domek, mebelki, sukienki, te sprawy…
Mężczyzna wstał i bez słowa poczłapał po schodach na piętro.

W pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Graciela szybko schowała pod poduszkę zeszyt i zapytała:
-Kto tam?
-To ja, twój tata – odpowiedział jej głos.
Dziewczyna wpuściła ojca do pokoju i dała mu buziaka.
-Wyglądasz na padniętego, zrobić ci może kawki?
-Nie, dziękuję.
Zapadło kłopotliwe milczenie. Fabian nigdy nie potrafił rozmawiać z córkami o poważnych sprawach i teraz aż mu zaschło w gardle z przejęcia.
-Chciałeś o coś spytać? – domyśliła się Gracie.
-Bo… a więc… ja… – jąkał się mężczyzna. – czy stało się coś złego. Juanita powiedziała, ze zaraz po powrocie do domu zamknęłaś się w pokoju, to do ciebie niepodobne.
-Plotkara – syknęła cicho Graciela. – Juanita jak zwykle wyolbrzymia. Byłam po prostu zmęczona i chciałam sobie wypocząć, to wszystko,
-Czy naprawdę niczego przede mną nie ukrywasz? – spytał podejrzliwie ojciec.
-A ty? – odwzajemniła się mu pytaniem córka. – Czy nie ukrywasz przed nami prawdy o śmierci naszej matki?
-To zupełnie co innego – Fabian zaczął się wykręcać. – Jak dorośniesz, to zrozumiesz.
-Ja już jestem dorosła! – Graciela tupnęła nogą. – Czy tobie się ciągle wydaje, ze mam trzy lata? Jeśli masz zamiar wciąż mnie okłamywać, to lepiej wyjdź! – wskazała mu drzwi.
Mężczyzna posłusznie opuścił pokój swej córki. Temat Mariany od wielu lat był ich kością niezgody, mimo to Fabian nie mógł wyjawić prawdy, która była tak bolesna…

-----------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek piąty
Jeden z uroków mody polega na tym, że niczemu nie służy.
Francoise Giroud
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pokój nauczycielski w Escuela Media Superior del Nino de Jesus bez wątpienia nie stanowił najcieplejszego miejsca na ziemi. Mauricio wkroczył do tego miejsca z duszą na ramieniu, w dodatku już po chwili zaczął szczękać z zimna zębami. Nieśmiało rozejrzał się po pomieszczeniu. Na drewnianej ławeczce siedziały dwie siostry zakonne, dyskutując o czymś zapamiętale. Siostra przełożona wypełniała jakąś wielka tabele, natomiast w samym kacie pokoju siedział mężczyzna. Nauczycielowi francuskiego od razu zrobiło się lżej na duszy „Przynajmniej nie będę rzucony na pastwę tych wygłodniałych siostrzyczek” – pomyślał z ulgą. Madre Piedad wreszcie podniosła głowę znad płachty papieru i dostrzegła swojego najnowszego pracownika. Podeszła do niego i ciągnąc za rękaw jak uczniaka, wyprowadziła na środek sali. oczy obecnych nauczycieli spoczęły na Mauricio, który zrobił się cały czerwony („Czy te zakonnice muszą się na mnie tak gapić?”).
-Oto nasz nowy nauczyciel francuskiego, Mauricio Ruaz de Fernandez – przedstawiła go matka przełożona.
-Roix de Fernandez – poprawił ja machinalnie mężczyzna.
Zakonnica zmierzyła go wzrokiem. Gdyby mogła nim zabijać, kariera nauczycielska Mauricio zakończyłaby się na jednym dniu. Brunet szybko zrozumiał, że tej kobiecie po prostu nie zwraca się uwagi.
-Panie Ruaz de Fernandez, może opowie pan trochę o sobie – poprosiła Madre Piedad ze słodkim uśmiechem.
Mauro czul się jak uczeń wyrwany do odpowiedzi. Co miał powiedzieć tym ludziom? Jego życie mogłoby stanowić kanwę powieści romantyczno-awanturniczej, nie nadawało się jednak do opowiedzenia tej grupce świętoszków.
-Czekamy – ponagliła go matka.
Mauricio chrząknął i rozluźnił krawat:
-Jak już nasza czcigodna matka zdążyła nadmienić, nazywam się Roix de Fernandez, z czego można wywnioskować, iż w połowie jestem Francuzem. Tak tez jest w istocie. Właściwie to Francja jest mą ojczyzną, jestem z niej dumny ze względu na bogactwo kulturowe, a także skład w historie świata. Powszechnie bowiem wiadomo, że…
-Szanowny Mauricio, wybaczy pan, ze przerywam tę niezwykle zajmującą opowieść, lecz spodziewałam się czegoś innego – zakonnica obróciła się na pięcie i wyszła.
Mauricio ominął spoglądające na niego dyskretnie zakonnice i chciał zająć miejsce obok nauczyciela, sprawdzającego klasówki w kącie. Ten nawet na niego nie spojrzał, tylko syknął ze wzgardą:
-Pajac.
Mężczyzna nic z tego nie zrozumiał, wolał jednak się nie narzucać. Po chwili podeszła do niego jedna z zakonnic i szepnęła konfidencjonalnie:
-Proszę się nim nie przejmować, Antonio czasami bywa nieuprzejmy. Jestem siostra Flora, a to siostra Piedad.
-Bardzo mi milo – uśmiechnął się Mauro.

W klasie jak zawsze wrzało. Graciela przyniosła do szkoły sukienkę, która sobie uszyła, założyła ja na mundurek i paradowała po klasie jak modelka. Właśnie robiła obrót, zarzucając jeszcze włosami dla wzmocnienia efektu, gdy do sali wszedł On. Cudowny Mauricio we własnej osobie. Dziewczyna zachwiała się i mężczyzna złapał ją, chcąc uchronić przed upadkiem. Jego dłonie były takie silne, a oczy tak bardzo brązowe – od tej niespodziewanej bliskości Gracie zakręciło się w głowie. Siłą wyrwała się nauczycielowi i uciekła do swojej ławki.
-Nie spodziewałem się, ze spotkam tutaj taką Claudię Schiffer – roześmiał się Mauro. – Bonjour mademoiselles.
-Bonjour monsieur – odparły chórem dziewczęta.
-Z uwagi na wasze zainteresowanie moda, porozmawiamy dziś o haute couture i prêt-à-porter. Naturellement par français.
Graciela zorientowała się, ze wciąż siedzi w sukience i szybko ją ściągnęła. Nie ma to jak kompletnie skompromitować się przed Mauriciem.

Podczas lekcji okazało się, ze z francuskim Juanity rzeczywiście nie jest tak źle. Dziewczyna wygłosiła przemówienie na temat bezsensu istnienia czego takiego jak moda, która jej zdaniem ogranicza tylko człowieka i wprowadza jakieś głupie podziały. Jej siostra nie mogła wysłuchiwać takich świętokradczych słów spokojnie i odważyła się odezwać:
-W co byś się niby ubierała, gdyby nie było mody? Twoje koszulki w czaszki również zostały przez kogoś zaprojektowane, nie zapominaj o tym – powiedziała po francusku.
-Sama bym sobie szyła ubrania, skoro nawet ty mogłaś się tego nauczyć, to co dopiero ja
-A skąd byś wiedziała, ze jest coś takiego jak bluzka, gdyby nie moda? – wtrąciła się Ximena.
-O mamo, gdyby nie wiedziała, to by wymyśliła – wtrąciła swoje trzy grosze Cecilia.
Miedzy dziewczynami rozgorzała kłótnia. Nagle do Sali weszła matka przełożona.
-Co to ma znaczyć? – zapytała groźnym tonem. – Panie Ruaz de Fernandez, czyżby nie potrafił pan zapanować nad klasą?

--------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek szósty
„Nie jest dobrze, gdy nauczycielami są ludzie uformowani przez epoki będące przedmiotem nauczania.”
Anonymus
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Co to ma znaczyć? – matka przełożona zapytała groźnym tonem. – Panie Ruaz de Fernandez, czyżby nie potrafił pan zapanować nad klasą?
-To był…to był tylko panel dyskusyjny – odparł Mauricio.
–Wiec tak to się teraz nazywa. Dawniej mówiliśmy na to – niesubordynacja. Proszę zjawić się w moim gabinecie podczas przerwy.
I nie życzę sobie na przyszłość takich hałasów.
Mauriciowi zrzedła mina. Dywanik u dyrektorki nie był szczytem jego marzeń. Zapowiadała się wyjątkowo długa pauza…

Po wyjściu nauczyciela francuskiego dziewczyny były wzburzone.
–Przecież ona go zje, przetrawi i wypluje – zamartwiała się Gracie.
–Biedny Mauricio – wtórowała jej Ximena.
–Wreszcie w tej szkole truposzczaków pojawił się ktoś ze świata żywych i co? Ta harpia musiała się go czepnąć – Juanita ze zdenerwowania zaczęła bazgrać po tablicy i wkrótce widniała na niej wcale udana karykatura matki przełożonej.
–Ej, może ktoś Pojdzie na zwiady? – zaproponowała Cecilia.
–Idę! – wyrwała się Juanita.
–Ja też! – zgłosiła się siostra.
–O nie, ja cię ze sobą nie wezmę, jeszcze mi zemdlejesz z wrażenia – zaoponowała starsza z bliźniaczek.
–Nigdzie nie musisz mnie zabierać, sama pójdę – żachnęła się Graciela..
–Przestańcie się kłócić, tu chodzi o życie profesorka. Piedi zanudzi go przecież na śmierć – przerwała im Margarita.
–No tak – Gracie walnęła się w czoło. – To ja lecę!

Krzesło w gabinecie, zwanym przez uczennice celą śmierci, było wybitnie niewygodne. Zbyt niskie, aby Mauricio mógł na nim normalnie usiąść, wymuszało na mężczyźnie przycupniecie na jego skrawku; poza tym potwornie skrzypiało przy każdym ruchu. Matka przełożona górowała na swoim fotelu niczym królowa na tronie, co jeszcze bardziej zbijało z tropu nauczyciela.
–Panie Mauricio Ruaz – zakonnic mówiła powoli, wycierając okulary chusteczką. – Jakież to doniosłe tematy wywołały tak żarliwe emocje podczas tego, jak to pan nazwał?
–Panelu dyskusyjnego – podpowiedział Mauro. – Rozmawialiśmy o modzie.
–O modzie?! – kobieta aż założyła okulary z wrażenia. – Niewiarygodne! O modzie to może pan sobie rozmawiać ze swoimi przyjaciółeczkami z Paryża. Tu jest poważna szkoła z tradycjami i nie życzę sobie takich brewerii. Nie bez powodu dziewczęta noszą mundurki, a nie jakieś nowomodne fatałaszki.
–Matko Piedad, nie można zapominać o tym, że nasze uczennice są również młodymi kobietami i maja prawo interesować się modą. Nie możemy ich zamykać w średniowiecznych formach.
–Kobietami? To jeszcze dzieci, panie Ruaz, dzieci, które powinny się skupiać na nauce.
„Nie samą nauką człowiek żyje” – przemknęło przez głowę Mauriciowi, ale postanowił zachować tą myśl dla siebie.

–I co się dzieje, krzyczy na niego? – dopytywała się Gracie.
–Cicho bądź, bo ich zagłuszasz – szepnęła Juanita stojąca z uchem przy drzwiach. – Coś tam gada, że sobie nie życzy, że szkoła z tradycjami i takie tam bla bla bla.
–Okropne – skrzywiła się Gracie. – Ona tak może długie godziny. Może spróbujemy mu pomóc?
–Ale jak? – zaczęła się zastanawiać Juana.
–Już wiem! – Graciela zaciągnęła siostrę do klasy i wtajemniczyła w swój plan.

-----------------------------------------------------------------------
Odcinek siódmy
[img]Nic nie rodzi się równie szybko jak uczucie antypatii.[/img]
De Musset
-------------------------------------------------------------------------------------------

Matka przełożona kontynuowała swoja przemowę, a Mauricio obawiał się, ze lada chwila spadnie z krzesła z nudów. Usilnie starał się sprawiać wrażenie słuchającego uważnie, ale chyba nie był w tej roli przekonujący, ponieważ dyrektorka zmarszczyła groźnie brwi:
–Panie Ruaz, czekam na pana odpowiedź.
Biedny Mauricio, nie miał nawet pojęcia, jak brzmiało pytanie. Nagle rozległ się czyjś krzyk:
–Zboczeniec, zboczeniec!!!
Mężczyzna szybko zerwał się z krzesła i wybiegł na korytarz. Za nim podreptała zakonnica. Ich oczom ukazały się siostry Solorzano: Graciela słaniała się na nogach, krzycząc spazmatycznie, a jej siostra biegała w kółko, próbując ja uspokoić.
–Co to za krzyki? – spytała matka przełożona.
–Bo tam – Graciela machnęła ręką w nieokreślonym kierunku. – Tam był taki pan, on patrzył na nas, potem rozpiął spodnie i wyciągnął z nich…
–Wystarczy! – przerwała jej szybko dyrektorka. – Gdzie jest ten mężczyzna? – rozejrzała się nieco trwożliwie.
–Na dziedzińcu.
Matka przełożona omiotła swym sokolim wzrokiem wskazany teren.
–Nikogo tu nie widzę.
–Pójdę go poszukać – zaoferował się Mauricio.
–Nie ma mowy, od tego jest policja, nie będzie się pan włóczył za jakimś pomyleńcem. A ty uspokój swoja siostrę, bo zaraz wszyscy ogłuchniemy – zwróciła się do Juanity.
Dziewczyna potrząsnęła lekko Graciela i ta, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, umilkła w jednej chwili.

Mauricio właściwie był trochę wdzięczny temu zboczeńcowi, jak dziwnie by to nie brzmiało, ponieważ dzięki niemu nie musiał świecić oczami przed matka przełożoną. Przez ta pogadankę w gabinecie czul się tak zmęczony, jakby nie spał od trzech dni, poszedł wiec do pokoju nauczycielskiego, aby napić się kawy. Stał właśnie przy czajniku, gdy usłyszał, że ktoś wymawia jego imię. W kącie pomieszczenia siedział ten niemiły nauczyciel, tym razem z dwoma koleżankami z pracy. Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, ze Mauricio go słyszy, ale wcale się tym nie przejmował, wprost przeciwnie, cieszyło go to.
–Nie uwierzycie, matka przełożona powiedziała mi, ze zorganizował panel dyskusyjny o modzie.
Kobiety zaczęły chichotać.
–Pewnie jest jakiś lewy. Zresztą, co tu się dziwić, w Europie to jest modne. Wiecie, żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek.
–Widzę, że zna pan fakty z mojej biografii, o których nie miałem pojęcia – wtrącił się w końcu Mauricio.
–Antonio tylko żartował – próbowała go bronić jedna z nauczycielek.
–W takim razie ma wyjątkowo niesmaczne poczucie humoru – skwitował Mauro. – Radzę nad tym popracować, bo trochę nie wypada, żeby nauczyciel w renomowanej szkole sypał żartami na poziomie chłopa spod budki z piwem.
Antonio zorbie się purpurowy na twarzy, ale nic nie odpowiedział.

–Niezła byłaś – Juanita komplementowała siostrę, gdy znalazły się z powrotem w klasie.
–Ma się ta praktykę z dzieciństwa – Graciela odgarnęła nonszalancko włosy.
–Boże, pamiętam, jak się darłaś, kiedy tata nie chciał ci czegoś dać. Aż mnie ciarki przechodzą na to wspomnienie.
–To była zapowiedź mojego wielkiego talentu wokalnego – roześmiała się Gracie.
–Dobre, dobre! – Juanita zaczęła walić w ławkę. – Ty to masz poczucie humoru.
–Pijesz do mojego głosu?
–Zgadłaś. Twoje pienia obudziłyby umarłego.
–Dziewczynki! – zwróciła im uwagę siostra Prudencia. – Może nie zauważyłyście, ale lekcja już się zaczęła i nie zamierzam was przekrzykiwać.
–Przepraszam – powiedziała Graciela, a gdy zakonnica się odwróciła, pokazała siostrze język.


---------------------------------------
Odcinek ósmy
Od muzyki piękniejsza jest tylko cisza.
Paul Claudel
-------------------------------------------
-Solo espero un momento, cinco minutos, acariciame un momento, ven junto a mi. Te dare el ultimo beso... – z głębi korytarza uszu domowników dochodził delikatny glos Gracieli, któremu wtórował podkład muzyczny z płyty.
-Zamknij się! - krzyknęła Juanita.
Siostra udała, że nie słyszy kontynuowała śpiewanie
-..el más profundo, guardare mis…
-Przestaniesz, czy mam do ciebie przyjść? – zagroziła młodsza z bliźniaczek i nie czekając na reakcje gracie, wtargnęła do pokoju Gracie. Dziewczyna stała na łóżku i śpiewała do szczotki do włosów, słowa swe kierując do dorodnego misia, trzymanego w dłoni. Mis miał minę obojętną, nie reagując na słowa piosenki.
-Zadzwonię do towarzystwa opieki nad pluszowymi misiami – stwierdziła Juana.
-Chodź, pośpiewaj ze mną – zaczęła ją namawiać Graciela, rzucając w jej kierunku misiem
-Ani mi się śni. Nie cierpię RBD. To zespół dla dwunastoletnich dziewczynek, takich jak ty. – dziewczyna podniosła z podłogi maskotkę. – Mają strasznie infantylne teksty i melodyjki, a wyglądają, jakby napadli ich kosmici i wyssali im mózgi.
-Czyżbyś miała za sobą takie przykre doświadczenie? – spytała z pozorna troską siostra. – Biedactwo, teraz rozumiem, czemu taka jesteś. Skoro nie chcesz śpiewać, to oddaj misia.
-Będzie moim zakładnikiem.
-Oddaj! – Gracie zeskoczyła z łóżka i zaczęła wyrywać siostrze zabawkę.
-Sama mi go dałaś. Jeśli znowu zaczniesz śpiewać, wrzucę go do kosza pomocy społecznej.
-Przecież to kawałek drogi stąd – zauważyła trzeźwo starsza siostra Solorzano
-A co mi tam, przejdę się, ładna pogoda – Juanita lekko zwolniła uścisk i Gracieli udało się odzyskać misia. Wróciła na łóżko i z powrotem dołączyła się do członków RBD, wyśpiewujących tym razem Otro día que va.
Juana rzuciła tylko siostrze chmurne spojrzenie i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.

Ledwie Fabian Solorzano wszedł do domu, usłyszał krzyki swoich córek. Odetchnął głęboko i poczuł się nagle bardzo zmęczony. Nie zdejmując butów wszedł do salonu i oklapł na kanapę. Nie miał siły wciąż mediować pomiędzy Gracielą i Juanitą, wysłuchiwać ich ciągłych kłótni i wzajemnych oskarżeń. W pracy nie szło mu najlepiej i martwił się, czy uda mu się utrzymać posadę. W dodatku dzwoniła do niego teściowa. Pani Juarez była niezwykle władczą i surową kobietą. Nigdy nie uznała Fabiana za mężczyznę godnego ręki jej córki i obwiniała go o jej przedwczesną śmierć. Na jej twarzy było zawsze wypisane jedno zdanie – „A nie mówiłam?”. Teraz postanowiła sprzedać dom, w którym mieszkała rodzina Solorzano. Dala im niewiele czasu na znalezienie nowego lokum i Fabian nie miał pojęcia, jak powiedzieć o tym dziewczynkom.

Graciela bardzo lubiła czwartki, ponieważ tego dnia zaczynała lekcje po południu i mogła sobie pospać. Właśnie przewracała się na drugi bok, żeby promienie porannego słońca nie zakłócały jej snu, gdy w domu rozległ się bardzo głośny i zgrzytliwy dźwięk. Położyła sobie na głowę poduszkę, ale to niewiele pomogło. Wściekła zwlekła się z łóżka i na bosaka poszła w kierunku hałasu.
-Odbiło ci?! – próbowała przekrzyczeć muzykę. – O tej godzinie puszczać trash metal?
-To budzik, nastawiłam sobie na wieży.
-Przecież mamy na południe.
-No i co z tego, może postanowiłam wstać wcześniej i sobie pobiegać, nie wolno mi? – spytała zaczepnie Juanita..
-Skoro tak, to czemu leżysz, a nie biegasz? – Graciela wyłączyła wieżę.
-Straciłam nastrój. Twój widok odebrał mi wolę uprawiania sportu.
-Żebym ja ci czegoś nie odebrała – odparła siostra. – Zauważyłaś, ze ostatnio tata nie zwraca nam uwagi? – zmieniła temat.
-Ja się z tego cieszę – uśmiechnęła się Juana.
-Mi to się wydaje podejrzane, myślę, ze on ma jakieś problemy. Ostatnio kilka razy dzwoniła do niego babcia i słyszałam, że się o coś kłócili.
-Pewnie o Marianę.
-Nie Marianę, tylko naszą mamę – poprawiła ją Gracie.
-Długo się nią nabyła – prychnęła Juanita. – Jak na mój gust, to ona zwiała, a tata wymyślił historyjkę o jej śmierci, żeby nam nie było przykro.
-Śmiejesz się, że oglądam telenowele i słucham RBD, a sama wymyślasz takie głupoty. Mama na pewno nie żyje, tylko nie wiadomo jak umarła.
-Kiedyś przekonasz się, że miałam racje. A teraz daj mi spać.

Pierwsza lekcją w czwartki był zawsze hiszpański z siostra Florą. Graciela dopiero w klasie przypomniała sobie, że mieli nauczyć się na dzisiaj El huerto de la petenera ( W andaluzyjskim stawie) Federico Garcii Lorci.. Spanikowana wgapiała się w kartkę podręcznika, jedyną nadzieje pokładając w swojej wzrokowej pamięci. Do klasy weszła siostra Flora, a za nią matka przełożona i jeszcze jedna osoba. Była to dziewczyna o długich brązowych włosach i wydatnych ustach. Powiodła po klasie wzrokiem i wywróciła oczami. Juanita z końca sali poczuła mocny zapach jej perfum.
-Dziewczęta, przywitajcie swoja nową koleżankę, Jessikę Wilson – przedstawiła nieznajomą matka Piedad.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 48 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: La mujer

PostWysłany: 13.11.2009, Pią, 02:54    Temat postu:

-----------------------------------------------------------------
Odcinek dziewiąty
Strzeżmy się złośliwej starości, która nie umie uśmiechać się do młodego wieku.
Joseph Joubert
--------------------------------------------------------------------------
-Dziewczęta, przywitajcie swoja nową koleżankę, Jessikę Wilson – przedstawiła nieznajomą matka Piedad.
Odpowiedziała jej cisza, przerywana szuraniem krzesłami.
-Czyżbyście zapomniały, czym jest dobre wychowanie? – ton głosu matki Piedad uniósł się ostrzegawczo. – Solorzano, co ty tam czytasz? Do ciebie mówię, Gracielo!
-Tto tylko wiersz na hiszpański – wyjąkała dziewczyna.
-Twoim zadaniem będzie wprowadzenie Jessiki do klasy. Mam nadzieję, że będziesz grzeczna i mnie nie zawiedziesz.
Gracie zerknęła na nową, a ta posłała jej kpiące spojrzenie. Dziewczyna westchnęła ciężko i pokiwała głową.
-Coś ty taka anemiczna, nie jadłaś śniadania? Pewnie chcesz być jak te wieszaki na wybiegach, ale czemu się dziwić, skoro wasz profesor nabija wam głowy saute couture.
-Haute couture – wyrwała się Juanita.
Gdyby wzrok mógł zabijać, starsza z sióstr Solorzano leżałaby już martwa pod swoją ławką. Na szczęście dla swoich podopiecznych matka Piedad nie posiadła jeszcze tej umiejętności.

Na przerwie dziewczyny otoczyły ławkę Jessiki. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie, założyła nogi na biurko i żując gumę opowiadała o sobie. Okazało się, że dziesięć lat spędziła w Stanach, dlatego co i rusz wplatała do swych wypowiedzi angielskie słówka.
- Jesus Christ, jak tu śmierdzi – zatkała nos. – Jak wy wytrzymujecie bez klimy?
- Konserwator zabytków nie zgodził się na zamontowanie tutaj klimatyzacji – wyjaśniła Cecilia.
- Konserwa co? Ha ha ha , you’re funny. Cały ten cyrk powinno się zburzyć i wybudować jakąś budę z prawdziwego zdarzenia. W New York chodziłam do takiego college, mówię wam, wszystko przeszklone, windy, ruchome schody, masakra. I nie trzeba było nosić tych obleśnych szmat, jak w jakimś obozie. A ty, co się tak gapisz? – zwróciła się do Gracie.
-Nie gapię się! – Graciela obrażona odwróciła się do nowej plecami.
-Powiem ci jedno, dziewczynko. Mnie się nie lekceważy, chyba, że komuś marzą się kłopoty – Jessica strzeliła balonem z gumy i wyszła z klasy, celowo potrącając po drodze Gracie.
-Co za idiotka! – wysyczała blondynka i zacisnęła pięści.

Przed francuskim Graciela wyczula, ze coś przykleiło jej się do spódnicy. Okazało się, że to różowa guma do żucia. Z sąsiedniej ławki dobiegł jej uszu zduszony złośliwy chichot. Miała ochotę odlepić tę gumę i wepchnąć ja tej całej Jessica głęboko w nos. Jej mordercze myśli przerwało wejście Mauricio. Przystojny profesor spotkał się z żywym zainteresowaniem nowej.
-Nie posądzałam matki Piedad o tak dobry gust – zamruczała z zadowoleniem, posyłając nauczycielowi powłóczyste spojrzenia. Ten jednak wolał ignorować zaloty dziewczyny.
Graciela podniosła rękę:
-Przepraszam, czy mogę wyjść na chwilkę do łazienki? – spytała.
-Źle się czujesz, Gracielo? – zaniepokoił się Mauricio.
-Nie, tylko nasza gapa siadła na gumie – wtrąciła drwiąco Jessie.
Gracie myślała, że spali się ze wstydu.
-Radość z cudzego niepowodzenia to bardzo niskie uczucie – nauczyciel zgasił Jessikę. – Podejdź do mnie – uśmiechnął się do Gracieli.
Dziewczyna posłusznie zbliżyła się do katedry. Mauricio wstał, zdjął marynarkę i założył ja na jej ramiona. Gracie o mało nie zemdlała z wrażenia.
-Na razie nic nie zdziałasz z tą gumą, w domu spróbuj zmrozić gumę w zamrażarce i ja wykruszyć – mrugnął do Gracieli. Ta wróciła jak zahipnotyzowana do ławki i była nawet gotowa uściskać nową z wdzięczności.

W domu rodziny Solorzano panował wielki zamęt. Kilkunastu mężczyzn nosiło z góry na dół ciężkie pudła, a przed domem stal wielki samochód. Graciela i Juanita rozglądały się za tatą.
-Co się tutaj dzieje? – spytała Juanita jednego z nieznajomych facetów.
-A co, nie widać? Przeprowadzka – odburknął zagadnięty osiłek.
-Ale jaka przeprowadzka? – Graciela niczego nie rozumiała.
-No właśnie, kto wam pozwolił ruszać nasze rzeczy! – zdenerwowała się Juanita i zaczęła wyrywać jednemu z tragarzy pudlo. – To są nasze rzeczy, a wy nie macie prawa!
-Uspokój się mała i nie przeszkadzaj – mężczyzna odepchnął dziewczynę. – My tu mamy zapłacone.
-Kto wam zapłacił?
-Ja – w drzwiach pojawiła się pani Casilda Juarez. – Podziękujcie temu nieudacznikowi, waszemu ojcu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna -> Escribimos Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin