Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Z sabatu rodem

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna -> Escribimos
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Val
Conocido
Conocido



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: El hombre

PostWysłany: 07.12.2010, Wto, 21:21    Temat postu: Z sabatu rodem

Twórca KU DIABELSKIEJ ANIELSKOŚCI oraz W MROKU WIR prezentuje

Z SABATU RODEM

Żyjemy w wielkiej sztuce złożonej z małych sztuk, jednak najlepszą sztuką jesteśmy my sami, bo mamy wszystko, co przyciąga uwagę: cnotę i grzech. Powieść o charakterze dramatu psychologicznego obrazuje wojnę dobra ze złem, która zanim zostanie uzewnętrzniona, toczyła bój w naszym wnętrzu. Czy na tę wojnę rzuca się choć cień szansy na pokój?!

YADHIRA CARRILLO – Emmanuela
JORGE LUIS VAZQUEZ – Storm
MARITZA RODRIGUEZ – Viviana
CATHERINE SIACHOQUE – Roxana
ANDRES GARCIA JUNIOR - Alexander
SILVESTRE RAMOS – Salvador
ROBERTO MATEOS – Nicolas
AYLIN MUJICA – Gregoria
VICTOR NORIEGA – Palmer



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Val dnia 07.12.2010, Wto, 21:32, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Conocido
Conocido



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: El hombre

PostWysłany: 12.12.2010, Nie, 12:21    Temat postu:





















Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Val dnia 12.12.2010, Nie, 12:33, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Conocido
Conocido



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: El hombre

PostWysłany: 14.12.2010, Wto, 00:21    Temat postu:

„Życie i śmierć to orzełek i reszka tej samej monety” (Marierose Fuchs)


Z sabatu rodem – odcinek 01/21


Życie za sprawą marzeń staje się fenomenalne, bowiem marzenia można sobie wybierać, a ono jest ich odbiciem i ma czas na ich realizację. W młodości żyje się marzeniami, na starość zaś wspomnieniami – tak więc życie to wielkie pragnienie. Kiedy jednak życie się przeżywa, skoro nieustannie się czegoś pragnie? Może właśnie pragnienie jest przeżyciem i ma na celu zaspokajanie pragnienia! Ona gubiła się w swoich pragnieniach. Cnota dawała jej czystość ciała i duszy, natomiast grzech odbierał jej to. Dawał jednak słodki smak przeżywania życia. To właśnie w nim jej pragnienia ziszczały się. Nie widziała ani bramy do nieba, ani bramy do ziemi. Palący ją ogień wydawał się zstępującym nań piekłem, raz oczyszczającym z brudu, a raz brudzącym swoim dymem. A przecież życie doczesne to nie tylko łańcuch pragnień, lecz sąd, który wydaje wyrok czy życie wieczne spędzi się w krainie nieba, czy w otchłani piekła. Śmierć jest do tego bramą, do której nieświadomie lub świadomie się dąży i od której pragnienie zamienia się w równowagę.

Emmanuela pragnęła… Pragnęła z całych sił… Pragnęła dążyć ku mądrości, zagłębić się w niej. Najlepszą szansą na poznanie mądrości okazywało się życie. Życie stało się dla niej wyzwaniem. Stawiła czoła temu wyzwaniu, choć się wahała, bowiem przypuszczała, że może przegrać, aczkolwiek chęć wygranej pociągała ją. Nie liczyło się dla niej ile przejdzie, ale jak przejdzie. Wiedziała, iż bierne przejście przez życie to tylko życie, zaś czynne przejście przez życie to aż życie. Za kompas wzięła mózg. Za mapę wzięła serce. Za cel wzięła mądrość. Szła drogą pełną znaków błogosławieństw i przekleństw.

Emmanuela weszła spokojnym krokiem do swojej sypialni w kolorach czerwono-czarnym zapalając aromatyczną świecę, której unosząca się woń mocy cynamonu oraz świeżości truskawek tworzyły subtelny klimat pobudzający zmysły. Zmysły, służące odnajdywaniu, a niekiedy powodującymi błądzenie. Ją wiele razy zmysły nie tylko prowadziły, ale również wiodły na manowce. Kobieta nalała sobie drinka, który w połączeniu ze świecącym za oknem księżycem, tworzył wybuchowy afrodyzjak powalający ją na jej okrągłe łoże wyścielone jedwabną pościelą i okrywane baldachimami. Gwałtownie a zarazem delikatnie zsuwała z siebie swoje ubrania. Pieściła swój brzuch i łono, całowała swoje ręce, wiła się swoimi nogami. Potrzebowała rozkoszy, a jednocześnie się jej bała. Ciałem doprowadzała się do stanu podniecenia, jednocześnie żarliwie modląc się duszą. Łączyła duchowy ascetyzm i mistycyzm z cielesnym pragnieniem i pożądaniem. Szeptała pokorną modlitwę przerywaną przepełnionymi pychą jękami rozkoszy. W modlitwie prosiła o cnotę, w jękach wyrażała grzech. Stała się mostem łączącym potężne filary sacrum i profanum. Jednoczesną modlitwę i zaspokajanie swoich żądz można było uznać za profanację, można było też uznać za sakralizację, ale to było tylko człowieczeństwo. Szczep ludzki bowiem to najbardziej specyficzny oraz wyjątkowy szczep, przypominający psychopatów, którzy wiedzą, czego chcą, lecz by to osiągnąć posuwają się do przeróżnych środków.
Emmanuela w stanie ekstazy poczuła jak jej cnoty przeplatają się z jej grzechami. Ogarnął ją dziki szał przyjemności. Wirowała na łóżku niczym w amoku, aż wreszcie się uspokoiła. Jej dusza nakarmiła się modlitwą, a jej ciało nakarmiło się rozkoszą. Wojna obu sił rozlegająca się na polu jej osoby zamieniła się w pokój. Emmanuela leżała głęboko oddychając i nabierając sił, gdy znów przyjdzie jej stoczyć starcie cnoty z grzechem, dzięki którym życie jest czyste i brudne, szanowne i zdradliwe, naturalne i perwersyjne, dzięki którym życie jest tak naprawdę życiem – prawdziwym poszukiwaniem i pragnieniem znalezienia tego, czego się szuka i co się zgubiło. Bo bez pragnienia poszukiwania, nie można wejść w życie.

***

Na skraju miasteczka San Vicente, tuż nad skalistym urwiskiem, przedzierała się zza mgły patetyczna rezydencja. Przypominała zwracającą się ku niebu osobę, która tuż przed skokiem w przepaść wznosi swoją żałobną modlitwę. Ci, którzy znali budowlę z zewnątrz, nazywali ją ósmym cudem współczesnego świata. Ci jednak, którzy znali budowlę od wewnątrz, nazywali ją zaklętą. Właścicielki uznawane były za trzy wiedźmy, spalone na stosie w Salem i przybyłe z powrotem na ziemię po zażyciu eliksiru młodości od samego szatana. Bóg jeden wie ile w tych legendach zawierało się prawdy i może lepiej, iż wie to tylko On.
Mieszkające w rezydencji trzy siostry były atrakcyjnymi i wyniosłymi kobietami dojrzałego wieku prowadzącymi dandysowaty i sekretny żywot. Szeptano, że nie posiadały mężów z racji swojej rozwiązłości, natomiast one sarkastycznie oznajmiały, że złożyły w katedrze śluby czystości. Szeptano też, że wykańczały swoich mężów, zaś one z jeszcze większym sarkazmem oznajmiały, że ich balsamują i chowają pod swoimi łóżkami. Każda z nich uosabiała inne cechy. Najstarsza – Gregoria obrazowała władczość i pewność siebie, średnia – Roxana prezentowała perfidię i kusicielstwo, najmłodsza – Viviana przedstawiała hipokryzję i manipulację. Każdą z nich łączył jednak fakt, iż cechy te w powszechnym mniemaniu nie były uznawane za dobre, lecz złe.

Na tarasie rezydencji, z którego widok rozciągał się na zamglone morze i niebo, sprawiając wrażenie jakby budowla stoicko stała w samym centrum szalejącego oka cyklonu, spotkały się trzy siostry. Ewidentnie kogoś wyczekiwały, wydawać by się mogło, że ich progu bał się przekroczyć sam diabeł, aczkolwiek gość, który był w drodze, miał charakter anioła – przynajmniej na razie.
- Od dziś nic już nie będzie takie jak było… – wyznała spokojnie Gregoria.
- Czy to oznacza coś strasznego?! – zdziwiła się Roxana.
- Coś o wiele gorszego… – wzbudziła napięcie.
- Dla nas?! – wystraszyła się Viviana.
- Dla niej… – zakomunikowała bez dozy przejęcia.

Tymczasem przez gęstwiny drzew przedzierał się pędzący pociąg, który jak wykwintna i wyrachowana zdzira rozdziewiczał atrakcyjnego i niewinnego prawiczka w postaci torów. Pogrążona w myślach kobieta jechała stawić czoła życiu. Tory, po których sunął pociąg, otwierały swoje bogactwo w postaci długiej drogi, drogi wiodącej po cnocie i grzechu, równie pociągających, co odrażających. Jakie okażą się dla Emmanueli, czas pokaże lub nie, wszystko zależy od Mędrca, który wprawia w ruch wskazówki zegara i dla niektórych zatrzymuje je w najmniej oczekiwanych momentach.
- Nadchodzi czas, kiedy trzeba zasiąść za sterem swego życiowego pokładu i kierować nim jak najlepiej… – szeptała dumająca Emmanuela.

***

Roxana, Viviana i Gregoria dostojnym i pewnym krokiem schodząc po schodach wkroczyły do salonu, do którego równocześnie prostym i niepewnym krokiem wkroczyła Emmanuela. Najpierw otworzyły się potężne wrota ukazując cień marnej postaci, następnie błysk i huk piorunów nadały tej chwili makabryczności. Emmanuela stanęła w progach zamku i poczuła jak oplotła ją ciemność, zdając sobie sprawę, że nie wcale wkroczyła do jasnego królestwa. Krucha Różdżka Sprawiedliwości, Miłosierdzia i Pokory zmierzyła się bowiem właśnie z potężnymi Jej Wysokością Perwersją, Jej Wysokością Zdradą oraz Jej Wysokością Pychą. Cnota i Grzech stoczą potężny bój niczym tragiczni kochankowie na kształt Ofelii i Hamleta, Julii i Romea, Balladyny i Kirkora, Antygony i Hajmona, czy Sybili i Doriana. I choć każdy wie, że w przypadku ich miłości wygrało dobro, to każdy też wie, że dobro zapłaciło najwyższą cenę za zło. W tym starciu jednak werdykt nie był znany, a tym bardziej cena tryumfu.

ciąg dalszy nastąpi…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Conocido
Conocido



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: El hombre

PostWysłany: 24.12.2010, Pią, 23:21    Temat postu:

„Życia nie można opisać, można je tylko przeżyć” (Oscar Wilde)


Z sabatu rodem – odcinek 02/21


Emmanuela klęczała w ciemnym pokoju bajecznej rezydencji oświetlanym świecami poświęcając się modlitwie, w której dzieliła się w niej swoimi radościami i cierpieniami. Gdy zakończyła rytuał, spacerowała od ściany do ściany pogrążona w myślach niedających jej spokoju. Dla wielu osób myśli wydawać by się mogły męczące, lecz nie dla niej, bo dla niej stanowiły przyjemność, przez nie wiedziała, że żyje i chciała żyć, żyć, aby wciąż poszukiwać. Emmanuela stanęła przed lustrem i choć odbijało się w nim tylko jej ciało, to ona w swoim spojrzeniu odnajdywała swoją duszę, która pragnie się uwolnić i poznawać.
- Człowiek jest jak mityczny Herakles stojący na rozdrożu grzechu i cnoty, ma dwie drogi do wyboru, ale może i musi przejść jedną z nich, właściwą, aby dotrzeć do swojej ziemi obiecanej – myślała Emmanuela.

Kobieta poczuła lęk. Wydawało jej się, że za oknami ktoś ją obserwuje. Zauważyła przemykający się cień i usłyszała szelest drzew. Stwierdziła jednak, że to wiatr.
- Czym jest poszukiwanie? Obietnicą czy pozorami? Silnym dążeniem do wzniosłego celu, czy słabym dążeniem do upodlonego popędu? – Emmanuela opuściła głowę w zamyśleniu, gdy ją podniosła zlękła się osoby, którą ujrzała za sobą w lustrze.
- Arystoteles mawiał, że coś ma sens, dopóki trwa uczucie zdziwienia, bo gdy go braknie, nic nie ma sensu – rzekł z czarującym uśmiechem mężczyzna w drzwiach.

Tajemniczy gość był okrywany cieniem, wiązka światła rzucała się jedynie na jego piękne usta, poruszane falami niezwykle przyjemnego głosu.
- Kim jesteś? – spytała nieśmiało Emmanuela.
- Nie ważne kim jestem, ważne jaki jestem – odpowiedział czarująco.
- Bóg kocha nas za to, że jesteśmy, a nie za to jakimi jesteśmy.
- Człowiek to nie Bóg?
- Uważasz, że Bóg jest obecny na ziemi?
- Myślę, że tak.
- A wiesz gdzie jest najbardziej obecny?
- Myślę, że nie.
- Nie sądzisz, że w człowieku?
Nastała chwila ciszy, w której kobieta i jej gość mogli się napawać swoją obecnością.
- A więc kim jesteś? – spytała powtórnie i z większą śmiałością Emmanuela.
- Nazywaj mnie jak chcesz – odpowiedział wciąż czarującym tonem.
- Nie sądzisz, że nie ważne co chcemy, lecz co możemy i musimy?
- Nawet kosztem szczęścia?
- Być może szczęście jest zbyt trudne do osiągnięcia, by je osiągnąć.
- Być może szczęście jest zbyt łatwe do osiągnięcia, by je spostrzec.
- Być może mieć szczęście to mieć prawdziwe życie.
Znów nastała chwila ciszy, podczas której kobieta i jej gość czuli jak ich energię się splatają.
- Co masz? – zainteresowała się Emmanuela.
- Różę – rzekł wręczając jej bordową roślinę.
- Ojej! – drgnęła kobieta skaleczywszy się kolcami na róży ukrytymi wśród liści.
- Róża to idealny symbol miłości, która jest ekstazą jak delikatne płatki róży i cierpieniem jak ostre ciernie róży; róża to idealny symbol miłości, który ma pełnię ascezy i mistyki jak delikatne płatki róży balansujące na granicy rozpusty i degeneracji jak ostre ciernie róży – tajemniczy gość wziął krwawiący nadgarstek Emmanueli i ucałował swoimi pociągającymi ustami.
- To takie piękne, że aż chce się zakochać.

Emmanuela chciała, by jej gość został z nią, jednak on zniknął. Jako poszukiwaczkę pielgrzymującą po życiu, urzekła ją ta tajemniczość. Zamyślona kobieta położyła się na swoje łoże, które może okazać się jej zgubieniem lub odnalezieniem w życiu.

***

Rezydencja trzech sióstr falowała w porannej mgle, podczas gdy w salonie Gregoria przeglądała prasę, a Roxana i Viviana właśnie schodziły do niego po schodach.
- Siostro, wyglądasz straszliwie – rzuciła Viviana Roxanie.
- Siostro, może i tak, ale nie bardziej od ciebie – odwzajemniła się.
- Rankiem powinnam być młodsza.
- Nie tylko ty, ja też.
Roześmiane Viviana i Roxana dotknęły się policzkami na przywitanie, obserwując się z góry na dół, podczas gdy Gregoria nie zwracała na nie uwagi.
- Zbytnio się o mnie martwisz, jeszcze dostaniesz zmarszczek, a przecież zbyt wiele operacji plastycznych grozi rozsypaniem się – ironizowała Roxana.
- Zapomniałam, że lepiej nakładać na swoją gębę tony kremów i pudrów, co daje efekt świecącej choinki – za ironię odpłacała się pomnożoną ironią Viviana.
- Inni nie narzekają na ten blask, on wręcz ich powala.
- Raczej z obrzydzenia niż z zachwytu.
- Powinnaś zostać kosmetyczką lub fryzjerką skoro tak się znasz na urodzie.
- Z miłą chęcią zrobiłabym ci wówczas maseczkę z odchodów lub ogoliła na łyso.
- Zacznij od depilacji swoich okolic intymnych, bo prawdopodobnie to one odstraszają od ciebie mężczyzn.
- Zabawne, bo każdego ranka także budzisz się sama – Roxana spacerowała wokół jakby sprawiało jej przyjemność gnębienie kogoś.
- A propos, chłodny dziś ranek, powinnam łyknąć drinka na rozgrzanie – Vivana nalała sobie drinka.
- Załatw sobie przeszczep wątroby, bo wkrótce wysiądzie ci ten organ od picia.
- Załatw sobie przeszczep serca, bo wkrótce twoje z tych nerwów ci wyskoczy.
- Najlepiej załatwcie sobie przeszczep mózgu, durne! Za co zostałam ukarana głupimi siostrami? – poruszyła się Gregoria.
- To nie kara, lecz nagroda – odezwała się Roxana.
- Sowita – dodała Viviana.
- Ta zdzira miesza mnie z błotem.
- Bo ta zdzira tylko tego jest warta.
- Przyganiała zdzira zdzirze, do dziewiczych niewydymek wszystkim nam daleko… – ryknęła Gregoria powodując, że zapadła cisza – Zachowujcie się, nasza kuzynka, Emmanuela jeszcze śpi, choć już powinna…
- Jesteś dziś narwana, Gregorio – Roxana domyślała się o co chodzi.
- Gregorio, proponuję utworzyć krąg spokoju – Viviana próbowała załagodzić sytuację.
- Umarłabym bez was, siostry, i wy beze mnie też, , nienawidzimy się a jednak kochamy, to prawdziwa miłość… – Gregoria wybuchła śmiechem – Z sabatu rodem…
Gregoria, Roxana i Viviana nalały sobie po drinku i wnosząc wspólny toast, z uśmiechniętymi ustami, wypiły go do dna.

***

Emmanuelę obudziła silna woń róży unosząca się w jej pokoju. Kobieta subtelnie się podniosła, nie mogąc odróżnić snu od jawy. Pomieszczenie było wypełniona kwiatami róży, zaś jej łóżko było wypełnione owocami dzikiej róży. Przy łóżku, na oknach, przy drzwiach, w każdym kącie stały bukiety. Białe, żółte, niebieskie, różowe, czerwone i czarne płatki igrały z zielonymi liśćmi.

- Jezu Chryste… – szepnęła kobieta ze zdumieniem.
- Wystarczy zwracać się do mnie Storm – rzekła postać wchodząca do jej pokoju.
Emmanuela zadrżała, nie z zimna, lecz z gorąca, bardzo przyjemnego gorąca.
- Czuję się jak w ogrodzie botanicznym.
- Powinnaś czuć się tak nieustannie, bo pośród wszystkich cierni życia przypominasz różę.
Storm czarująco się uśmiechał, zarażając ją swoją ciepłą energią.
- Czy rozmawiałeś ze mną wieczorem.
- I była to najprzyjemniejsza rozmowa w moim życiu, która miała pasję.
- Czy te róże…
- Te róże są dla ciebie.
- Czy te róże…
- Nie są ode mnie, są od matki natury, choć właściwie to użyczyła mi ich.
Storm odnosił wrażenie, że oprócz jednego słońca wyłaniającego się z łona ziemi, wschodzi drugie w postaci Emmanueli.
- Czy one wyrażają…
- One nie umieją tak pełnie wyrazić tego, co pragnąłbym wyrazić.
- Mnie?!
- Tobie.
- Powinnam się przedstawić, nazywam się…
- Wiem jak się nazywasz. Miłego ranka – rzekł gość wychodząc z jej pokoju.

Storm pozostawił po sobie ślad w sercu Emmanueli – ślad, którego nie zatrze żadna siła, ślad, który stanie się jej ekstazą oraz udręką, pełnią ascezy i mistyki balansujących na granicy rozpusty i degeneracji.

ciąg dalszy nastąpi…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Val dnia 24.12.2010, Pią, 23:22, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.jezykhiszpanski.fora.pl Strona Główna -> Escribimos Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin